Bezczynność wobec dekomunizacji daje pole dla bezczelności komunizacji Gdańska, Poznania, Warszawy, Wrocławia, Świdnicy, Wałbrzycha – całej Polski

14.03.2019

 W związku z wyborami w “Wyborach” Prezydenta Gdańska pragnę podkreślić jak wydarzenie nazywane wyborami tak bardzo odbiega od celu, jakiemu przysługiwałaby ranga tego przecież narodowego wydarzenia. Gdyby były one narodowe. Ani Wybory ani referendum nie dawały nam, nie dają i nie będą dawać rzeczywistych rozstrzygnięć co do autentyczności wybranych przedstawicieli do sprawowania władzy, a tym bardziej do ustalania prawa. Jak już wiemy prawem nazywa się przepisy, które wydaje wybrany do wydawania i opiniowania prawa zwycięzca ugrupowania politycznego, wytypowanego przez Wyborców.

Protesty “lewicowych bojówek” na UW!?
Lewackie bojówki panoszą się na uniwersytecie 06.04.2019

Czy rzeczywiście Wyborcy mają wyłączny wpływ na wybór? Nie. Są jedynie anonimowymi dostarczycielami kart wyborczych do urny, za co serdecznie podziękowała im nowa pani prezydent Gdańska, bo miała za co. Za uzyskanie statusu prezydenta, na podstawie warunków i przepisów prawa określonych przez własne ugrupowanie partyjne, będące u władzy z zachowaniem tych samych przepisów wyborczych od 1989 r., a nawet i wcześniejszych.

     Oznaczają one niezmienną od czasów PRL Ordynację Wyborczą, przesławną już metodę d’Hondta w praktyce, oraz niezmienną od czasów PRL Państwową Komisję Wyborczą. Więc czyje były, są i będą każde następne Wybory bez usunięcia tych wad? Na pewno nie Pani, Pana ani moje, ani tej połowy uprawnionych do głosowania, którzy nie byli i nie będą brali udziału w Wyborach, jeżeli nie zostaną usunięte te wady, a to usunięcie właśnie odbyć się może jedynie poprzez dekomunizację.

     Ponieważ tylko połowa uprawnionych wyborców bierze udział, a w tej ledwie połowie jest większość mająca związek-pakt z PRL, to wyniki wyborcze są właśnie takie, a nie inne i nie będą inne – bez dekomunizacji.

     Kto o tej dekomunizacji ma zadecydować, jak nie sam PRL ze swym własnym prawem “Okrągłego Stołu”, bo dotychczasowa ilość i jakość Wyborców jest niewystarczająca, aby przełamać ten monopol, a raczej obecnie już marksistowski europol. Trudno w to uwierzyć, ale jak pani Zdanowska jest podszyta tchórzem tak tym tchórzem jest podszyty i PiS, który przy ledwo zapoczątkowanej destrukcji marksistów przestraszył się Brukseli, Berlina i Moskwy oraz Waszyngtonu pełnego demokratów i Tel-Awiwu pełnego wszystkiego, poza pieniędzmi. Bo i tam marksiści. Coś za coś. Obcym pieniądze i swoim też pieniądze – “pracującym w bankach”. Wyborcy niech czekają do następnego święta demokracji – socjalistycznych “Wyborów”.

     W Wałbrzychu nikt nie czeka, PRL ma pewny jak cztery pory roku. Wałbrzych na 120 tys. mieszkańców ma tylko 20 tys. katolików, z czego większość to tzw. katolicy lewicowi. Nie są oni katolikami, w połowie wiernymi Bogu a w połowie Marksowi, a niektórzy z nich są i dewiantami, podlegającymi nie dostępowi do władzy, ale dostępowi do rehabilitacji w celu wyzbycia się urojeń, jakie posiada w-ce prezydent Warszawy. Oznajmił we wcześniejszej niezarejestrowanej wypowiedzi, że jest katolikiem, który w wieku 15 lat uzmysłowił sobie, że jest zboczeńcem, i że należy ogłosić narodowe czytanie zarządzenia marksistów z “WHO”. Czy kilkaset tysięcy wiernych katolików w Warszawie obrazi widok zbezczeszczonego Różańca, czy zareaguje Episkopat Polski, Prokuratura?

     Jeżeli ktoś z Szanownych czytelników uważa lub uważał mnie nieco za obcesowego i wulgarnego katolika, to w sytuacji jawnej wojny wypowiedzianej katolikom, obowiązkiem każdego z nas jest walić jak w bęben obojętnie jaką bronią – przecież nie używamy noża, siekiery, czy łopaty – w każdego, kto obraża nas, Pana Boga i Ojczyznę, bo Ojczyzna nie może podlegać władzy dewiantów, lecz ustanawiać dla nich stosowne zabiegi lecznicze, nie po to aby ich wykluczać ale aby mogli powrócić do funkcjonowania człowieczego, nie pozostając funkcyjnymi idiotycznych planów, które są w stanie opracowywać jedynie debile.

     Dla porównania, prof. Aleksander Bardini, wybitna postać lewicy w PRL, wzór wychowania, inteligencji, dykcji i oratorstwa – jak i obecni w życiu Sędzia Bogusław Nizieński czy Grzegorz Braun – nie pozwoliłby na jakiekolwiek słowo dewiantowi i z pewnością oznajmiłby: “proszę w tej chwili opuścić to pomieszczenie“, a bywają w warszawskim Ratuszu? Gwoli przypomnienia. W trakcie jednej z audycji o nowych talentach muzycznych na plan wstąpiła grupa młodych wesołych “gości”, którzy zaintonowali: “Jesteśmy grupa siedem i jak sama nazwa wskazuje jest nas “czech“! Pan Aleksander polecił im wyjść i jeszcze raz wejść. Ochoczo powtórzyli ten sam manewr, w ogóle nie rozumiejąc o co chodzi. Wówczas Pan Aleksander zwrócił im uwagę, że mniejsza o samą nazwę grupy, ale o słowo “czech”, któremu zabrakło litery “t-rzech”. Podejrzewam, że konferansjerki z telewizji WSITVN i WSIPolsat, a nawet i z WSITVP nie miałyby szans na zdanie egzaminu, czy to z dykcji, czy z umiejętności posługiwania się nie patologicznym językiem.

     Co do występowania patologii w szkołach, czym zawodowo zajmowałem się w latach 1999-2004, to sytuacja obecnie tak już na tyle znakomicie się “poprawiła”, że Komenda Miejska Policji w Wałbrzychu przestała zajmować się taką problematyką, jako nieobecną w szkołach. A co z LGBT? Funkcjonariusze nabierają wody w usta. Czyżby obecnie składa się przysięgę na wierność Zrównoważonemu Rozwojowi – “Agendzie 2030”?

     Lecz do czego zmierzam w kwestii samych Wyborów przez duże “W”. Do świadomości Wyborców, a właściwie braku świadomości w podejmowaniu masowego uczestnictwa w Wyborach. Po co ich zmuszać, tak jest przecież znakomicie, bo wybieramy sami siebie i nie chcemy aby ktokolwiek nam przeszkadzał, nawet ksiądz – tak twierdzi lewica. Więc cytując klasyka: “policzmy głosy”. Na przykładzie Wałbrzycha, który jest niejako wzorcem dla Gdańska, Poznania i.t.d. i odwrotnie.

     Wałbrzycha, dla którego w dobrej wierze napisałem i publikowałem portal od ponad 2 lat, z myślą o pozytywnych zmianach w Wałbrzychu, o prawidłowej zdrowej równowadze, dla miejsc pracy, dla firm z udziałem kapitału pracowniczego, o 30 latach niedokończonych naprawach, budowach ulic, dróg, remontach budynków, o mieście w którym na pikiecie “Stop Aborcji” nie wymieniłem wszystkich okoliczności, podczas których uznani zostaliśmy jako “ch”,”j”,”s” i najgorszy element wałbrzyski, a jak zostali potraktowani wałbrzyscy księża to już o tym nie wspomnę.

     Ale warto wspomnieć o kwestii szkolnej edukacji, ponieważ opis ten w finale artykułu dostarczy wytłumaczenia marazmu i rzeczonego wykoślawionego stanu świadomości Wyborców nie tylko w Wałbrzychu ale i w całym kraju. Kiedy urodziło się w mojej rodzinie ostatnie trzecie dziecko – chłopiec, w momencie kiedy kończył Gimnazjum dla Niepełnosprawnych zjawiły się w domu dwie panie, przedstawiając się jako funkcjonariuszki Wydziału Oświaty, z propozycją dla syna i dla nas rodziców, o wyrażenie zgody na kontynuowanie nauki przez syna w szkole zawodowej dla niepełnosprawnych w Wałbrzychu z jakąś “mglistą” pracą na rok czasu i z płacą 600 zł. Nie wyraziliśmy zgody, więc po ponownej wizycie padła propozycja o 3 letniej szkole zawodowej, gdzie można nabyć umiejętności introligatora, poligrafa, obsługi komputera i urządzeń biurowych. Znakomicie, wyraziliśmy zgodę. To było płonne, ponieważ na świadectwie ukończenia szkoły przez syna nie widniała żadna z powyższych umiejętności, lecz prozaiczny wpis: “sprzątacz”. Wydawało się nam, że do takiej “specjalizacji” nie potrzeba nawet ukończenia szkoły podstawowej, ale przecież panie nauczycielki musiały mieć pracę oraz dochód gdyż groziło im bezrobocie, albo same musiałyby zacząć sprzątać. Tak, ale syn od września ubiegłego roku oczekuje na zatrudnienie, w obiecanym wskazanym punkcie aktywizacji zawodowej i nic. Dalej oczekuje i będzie oczekiwał, bo chętnych na tą pracę jest tysiące, a punktów aktywizacji – 2. A dlaczego nie ma miejsc pracy dla niepełnosprawnych w Wałbrzychu, gdzie przedsiębiorcy aż się rwą za niepełnosprawnymi, to o to należałoby zapytać Prezydenta Wałbrzycha i jego elektorat wyborczy w sile 86 %.

Bywałem także tutaj:




Pierwsze zdjęcie autora kiedyś Sudeckiego Port-allu wykonała czyjaś dziewczyna, bo miałem krawat “ślicznie, ślicznie zapięty“. Nie przysłała mi jednak swojej pracy. “Każdy as bierze raz”. Więc jest w tym miejscu. Dla kogo pracowała? Dla zachwyconych, a właściwie dla kompletnie “zaoranych” Wałbrzyszan. Autor też dla nich pracuje, ale autor należy do kompletnie innej cywilizacji – cywilizacji życia.

Otwarcie 3 – letniej Szkoły Zawodowej dla Niepełnosprawnych w Wałbrzychu o specjalności “sprzątacz”



absolwentka?

A jaki jest ten elektorat? Tak się złożyło, że syna “zawodówka” mieściła się i mieści w budynku, gdzie mieściło się Technikum Mechaniczne w latach 60-tych ubiegłego stulecia, do którego niestety nie uzyskałem zgody nawet na przystąpienie do egzaminu, a skoro były już tam zdeponowane moje dokumenty to już ich nie podejmowałem, uważając, że skończę “zawodówkę” to i skończę Technikum dla Pracujących, a osiąganie pierwszych dochodów było dla mnie priorytetem. Samą pracę i szkoły można było wybierać jak przysłowiowe rękawiczki. Pracować pracowałem, w sumie przez półtora roku, lecz za darmo, to znaczy tylko za wyuczenie fachu, o którym ja zapomniałem bo i zapomniało o nim Państwo, nie wyrażając zgody na przejście do specjalności operatora CNC, to znaczy tej wówczas nie istniejącej, a obecnie niemożliwej do uzyskania przez tokarza w wieku produkcyjnym. Toczyliśmy na tokarkach tuleje żeliwne dla ówczesnej Huty “Karol”. Lecz zanim do tego doszło musieliśmy zapełnić nowy obiekt maszynami i urządzeniami. W tamtym czasie miejsce usytuowania Zespołu Szkół Technicznych zostało zamienione z ul. Mickiewicza na ul. Ogrodową, w wyniku uzyskania kredytu zaciągniętego w Europie Zachodniej na początku lat 70-tych przez tow. Edwarda Gierka, który także uruchomił za cudze pieniądze fabrykę “malucha” czyli Fiata 126p. Zajęcia z tokarstwa odbywały się przy ul. Braci Śniadeckich pod czujnym okiem pana Rachela, o takim właśnie nazwisku. Ten Rachel, mężczyzna i nie zboczeniec, w wieku wówczas zapewne też 60+, a nie ta Rachela jako bohaterka Stanisława Wyspiańskiego. Zajęcia ze ślusarstwa, czyli o rzeczach tzw. “tandetnie blindowanych, bo ryksztosowały i bez holajzy ani rusz” mieściły się przy ul. Pocztowej, niemalże vis a vis Izby Wytrzeźwień, lecz nasz instruktor pan Silka nie potrzebował tam lokum. Nigdy nie zostawialiśmy nikogo w potrzebie, a wszystkie maszyny i urządzenia, dzięki nam, rocznika 1958, w cudowny sposób powędrowały w ciągu kilku miesięcy na rolkach do samochodów, by trafić na miejsce swojego stałego przeznaczenia przy ul. Ogrodowej 5A.

     Natomiast najciekawsze zajęcia odbywały się z teorii, do czego zaoferowano nam jak żakom sale we filii Politechniki Wrocławskiej w Wałbrzychu, w jej siedzibie przy rogu ulic Wrocławskiej i Braci Śniadeckich. I to będzie przyczyna dla której warto było być cierpliwym i dotrwać do tego arcyciekawego momentu, na którym może sobie “złamać zęby” nie jeden socjolog, a którym wielce ukontentowanym może być niejeden zboczony miłośnik lewicy wraz ze swoim żarliwym do czerwoności elektoratem. Jednym z naszych wykładowców był pan Hnatiuk, inteligentnie wyglądający bystry nauczyciel w średnim wieku, więc w okularach, który skończywszy jeden z wykładów zapytał:
– czy zrozumieliście?Cisza
– a kto wie?Też cisza
– a kto nie wie?Też cisza
– a kto wie, że nie wie?Też cisza
     Po czym chwycił za leżący na biurku pęk kluczy drzwiowych, zamierzając się na nas żywiołowo niczym jak “Stary człowiek i morze” na marlina.

     Otóż mam podobne odczucia do Wyborców którzy stawiają opór nie Państwu ale sobie, przed wrzuceniem kartki do urny wyborczej, aby spróbować zmienić swoje fatalne położenie, z którego nie zdają sobie sprawy, że gdyby mieli kawałeczek Ziemi dla siebie samego, mogliby na niej wybudować mały piękny dom do zamieszkania, bez czynszu, bez opłaty za wodę – strumień w pobliżu, z darmowym prądem – panele słoneczne, z ciepłym kominkiem zasilanym drewnem ze starodrzewia, karpin, wiatrołomów, chrustu, własnego jajka od własnej kury, mięsa z dzika, mleka od kozy albo własnego bimbru zaprawionego miodem. A do tego stado galopujących przez sad, ogród, las, pole psów rasy Husky, albo karelskie na niedźwiedzie, w cenie po 10 000 zł za szczeniaka? Zamiast trzymania łap w kieszeniach i ubliżania wokół wszystkim i wszystkiemu, tylko nie sobie, za swoje położenie? Za nie swoje położenie, ale za położenie w jakie wepchała Wyborcę kolanem i wpycha nadal już całkowicie zboczona lewica, która w Wałbrzychu opanowała wszystkie media, komisje wyborcze, ordynacje wyborcze, strefy przemysłowe, dla których zabrakło miejsca dla robotnika, zapraszając go – za opłatą do jego miejsca pracy jako muzeum. W 1977 roku ostrzyłem kilofy w magazynie “pod zegarem” kopalni Thorez i wydawałem górnikom, aby ułatwić im pracę, a następnie w “królestwie śrub i nakrętek” t.j. na terenie “Thoreza”, gdzie mieści się obecnie fabryka okien, przygotowywałem zaopatrzenie dla wszystkich górniczych jednostek w Wałbrzychu i Nowej Rudzie, by razem z Tolkiem Szpurem znaleźć się w chodniku transportowym kopalni “Wałbrzych”, tym razem samemu dzierżąc kilof wykonując przybierkę spągu, czyli pogłębianie podłoża chodnika, aby poszerzyć strefę napowietrzania oddziału G-2 na minus 300, czyli jakieś 800 metrów w głąb od biurka kierownika windykacji wałbrzyskiego Ratusza, z którą mój kolega “od kilofa” też kopał, ale dołki pod moją emeryturą, zostając właścicielem – ale mieszkania z garażem na wysoki lichwiarski procent.

     Tolek jeszcze nie wie, że nie wie. O czym? Kiedy w 2004 roku przebywałem jako pracownik ochrony w Dolnośląskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, pod Zarządem panów H. i S. z “Roraty Club”, przygotowałem dla doradców pracę nad projektem o nazwie “CmentPark” umożliwiającym prowadzenie usługi w postaci przeznaczenia gruntów kilku hektarów na prowadzenie cmentarza, domu pogrzebowego, projektowania nagrobków i wszechstronnej obsługi pochówków. Głowili się, przewertowali tysiące wytycznych, paragrafów, ustaw, aby w końcu oznajmić mi, że nie da się uruchomić takiej działalności gospodarczej, ponieważ nie ma stosownych przepisów – w państwie niepodległym, wolnym pod każdym względem, nawet pod względem gospodarczym? Nie. Wystarczyło spojrzeć na ustawę o cmentarzach z roku 1959, aby uzyskać dowód, że w Polsce A.D. 2019 nie ma wolności gospodarczej. A jaką wolność mamy? Syndrom noża. Kiedy jeszcze w lutym bieżącego roku dorabiałem parę groszy, nieco mniej niż pani w banku, ale to bardzo dużo mniej, na terenie wałbrzyskiego eurokołchozu, jedna z pań recepcjonistek w wieku 60+, a więc w moim, żegnawszy się z koleżanką, ocierawszy niemalże łzy z oczu, rzekła: “no to pa… rybeńko, żeby cię tu nikt nie zadźgał” i to w obecności innych osób, uważanych przez bandytów, wśród których byłem i ja – z Różańcem w kieszeni. To nic, bo wszyscy rodzice koleżanek i kolegów ze szkoły zawodowej, do obecnego dnia oglądają jak jakieś fatum pogrzeb “bohatera” z Gdańska, tak wielka jest ich miłość. One i oni też nie wiedzą, że nie wiedzą.

     Natomiast zostałem dobrze poinformowany przez internet, że oglądalność portalu sięgła rekordowego wyniku w lutym bieżącego roku na ilość 48 987 odsłon (w marcu przekroczyła sumę 50 000 odsłon), a łączna suma wszystkich odwiedzin wyniosła 335 446 przez okres 9 miesięcy od zaistnienia domeny pro-moc-ja.pl w sieci, t.j łącznie przeciętnie powyżej 40 000 odwiedzin na miesiąc

     O ile czytelnikami portalu Pro Moc Ja o tendencji wzrostowej, czyli z potencjałem rozwojowym byli mieszkańcy wszystkich rejonów świata, poza Grenlandią, która także występuje w treściach, to przeważają czytelnicy z Polski. Lecz żaden z dwóch serwerów, które używałem, nie jest w stanie podać statystyki odwiedzin odnoszących się do miejscowości ani w Polsce ani na Świecie. Mało tego Google podał upozycjonowanie witryny w Rybniku! Oddalonym od Wałbrzycha na 300 km. Celowo? Istnieje więc pilna potrzeba aby w zaufanych miejscach zorganizować własne polskie serwery z własnymi aplikacjami społecznościowymi o nazwach np. geograficznych, z uwzględnieniem bardziej szczegółowej statystyki, a miałyby duże wzięcie – mnie jako pierwszego. Zapraszam gorąco narodowych informatyków o poważne i niezwłoczne uniezależnienie się od monopolistów i tworzenie własnej, niezawodnej polskiej sieci informacyjnej.

     Jeśli, w nawiązaniu do treści artykułu z dnia 02.03.2019 r. o pikiecie “STOP ABORCJI”, w którym powiadomiłem Czytelników z Wałbrzycha o wyrażanie swojej opinii na temat panującego tu lewicowego ustroju, i przez dwa następne dni nie ma ani jednej uwagi, ani jednej odpowiedzi, sugestii, prośby czy pytania, albo propozycji to mamy do czynienia z następującymi symptomami:

      – nawigatorzy czyli zarządzający treściami umiejscowionymi na portalu omijają Wałbrzych, mając na względzie “ars amandi” wiadomej trzyliterowej kolaboracji;

      – treści są widoczne, ale jedynie dla lewicowej konkurencji, ponieważ od paru tygodni obserwuję czytanie tych samych treści przez powtarzalnych tzw. nowych unikalnych gości, w tym być może przez Policję, która naprawdę ma z czego się uczyć, w ustalaniu np. stopnia zawinienia co do panującej obecnie anarchii społeczno-obyczajowo-gospodarczo-politycznej, w której – jak na dłoni widać – że nie mają w niej swojego udziału na pewno katolicy;

      – stopień wykluczenia Wałbrzyszan z udziału w informacjach internetowych jest kolosalny. W Wałbrzychu ze 120 tys. mieszkańców jedynie 20 tys. uczestniczy we Mszach Św., z tego, jak już wiadomo, połowa z nich jest tzw. lewicowymi katolikami – typu “Rabiej” – a pozostałej połowy nie stać na internet, bo obserwuję jak wiele ludzi wpłaca swoje zobowiązania na pocztach i bankach. Pozostała przeważająca wielkość 80 tys. to dzieci, młodzież, osoby w wieku 60+, a więc z mojego przedziału, które w ogóle nie wiedzą co to prawica i co to lewica, a w pamięciach posiadają jedynie dwa obrazy: Komorowskiego i kiełbasę jak „za Gierka”, a tych emerytów mamy w Polsce aż 9 mln, czyli więcej niż pracujących, a którzy mogą mieć niepełne wykształcenie podstawowe, więc za parę groszy uczynią niemal wszystko;

      – ostatnia grupa to ta, która mieści się w kategorii tych osób, które jeszcze nie wiedzą, że nie wiedzą. Spotykałem się niejednokrotnie z kilkoma przedsiębiorcami, którzy mają identyczne przekonania co do tego, że większość mieszkańców Wałbrzycha to debile, którzy nie potrafią obsłużyć nawet pilota od telewizora i to jest fakt który potwierdzam.

     Wobec powyższego, jeśli stopień tzw. “zaorania” czyli braku informacji i braku wiedzy u wielu, bardzo wielu Polaków był tak wielki w latach 70-tych, to przez następne kolejne 50 lat stagnacji, kiedy nie osiągnięto wymarzonych w tzw. “moich czasach” celów umiejscowienia na wysokości 20 metrów od ziemi linowych autobusów, to “zaoranie” to zmniejszyło się, czy zwiększyło? Odpowiedź jest oczywista.

     Jeżeli szkoda przekroczyła granicę przyzwoitości ludzkiej, to dotychczasowe, na obecnych zasadach Wybory nic nie zmienią. Chyba że… bo MILIONY POLAKÓW NA TO CZEKA!


Panią Beatę K. spotkałem na zawodach w Dzikowcu w biegu na 6 i 12 km: