Święci
są bardzo zajęci
RW: W moim kadrze aparatu w telefonie ukazałem więcej:
W Polsce po 1989 jakie Samorządy na to się godzą?
Pro-Life Bez Cenzury: Podpisy przeciw aborcji
W Polsce przed i po 1989 jakie Rządy godzą się na zabójstwo?- Ryszard Wieczorek
Obraz Kościoła jakiej religii jest na pierwszym planie? Kiedy wychodzę po mszy św. organista gra mi hymn UE, „Ode do radości”. Kiedy pewne panie, które zawiesiły afisz na murze kaplicy, przystępowały do mikrofonu aby się zaafiszować, nie wypadało mi zagwizdać w Kościele należącym do Chrystusa. Kim jest organista i te panie? To osoby należące do zgnilizny moralnej klanu liberalnej lewicy. Ten klan preferuje w ramach całkowitej likwidacji Państwa Chrystusa komunię św. „na rękę”. To tak jakby zaproponować komunię „na nogę”. Na jedno wychodzi. Mieszkałem w różnych parafiach. U Wniebowzięcia Najświętszej Maryii Panny w Iłży, gdzie 7 kwietnia 1958 zostałem powołany do człowieczeństwa na Chrzcie św. przy stojącej tam jeszcze chrzcielnicy.
Mieszkałem u Świętego Józefa Oblubieńca w Wałbrzychu, gdzie w 1968 r. byłem u Komunii Św. i u Bierzmowania,
u Św. Barbary w Łęcznej, u Św. Jerzego i Matki Bożej Różańcowej w Wałbrzychu, gdzie zawarłem Sakrament Małżeństwa i ochrzciłem swoje pierwsze dziecko i tam do takich scenek nie dochodzi. U Św. Jerzego będą odbywać się wizyty kolędowe w mieszkaniach, na które wierni mogą zapisywać się. Tam w każdą drugą niedzielę miesiąca uczestniczę w tradycyjnej mszy trydenckiej, odprawianej po łacinie. Tam nie ma komunii „na rękę”. Jest tylko w Parafii Podwyższenia Krzyża Świętego Wałbrzych-Podzamcze, więc święci są bardzo zajęci, nie tylko tą częścią Wałbrzycha.
Dlaczego dziennikarz portalu „Wałbrzyszek” nie dołączył się do strajku „żółtych koszulek”? Bo pracuje dla klanu liberalnej lewicy moralnej zgnilizny.
Czym święci jeszcze są mocno zajęci? Watykanem, Stanem Wojennym i Okrągłym Stołem 1989, którego założyciele oznajmili, że skoro Polacy przeżyli Stan Wojenny to i przeżyją Republikę Okrągłego Stołu. Tylko, że Polakom nie chodzi o przeżycie, lecz o życie dla siebie i swoich dzieci, już bez zgnilizny moralnej.
Autor: Polonia Christiana dla:
pulswalbrzycha@gmail.com
Data: 30.11.2018
Nie można zmilczać "Zamętu i Milczenia" kryzysu czy - raczej destrukcji antychrześcijańskiej - rękami marksistowskimi w "Amoris Laetitia"
|
Nie można zmilczeć "Zamętu i Milczenia" kryzysu czy - raczej destrukcji antychrześcijańskiej - rękami marksistowskimi w "Amoris Laetitia"
|
| |
Nie można zmilczeć "Zamętu i Milczenia" kryzysu czy - raczej destrukcji antychrześcijańskiej rękami marksistowskimi w "Amoris Laetitia" "Oto przyszło nam bowiem żyć w czasach, w których to, co w Kościele w Niemczech traktuje się jako stan łaski uświęcającej, w Polsce uznawane jest za trwanie w permanentnym grzechu ciężkim. Jakby tego było mało, kapłani w wielu miejscach świata nie wiedzą, jak czytać papieski dokument o rodzinie - jego interpretacje są bowiem skrajnie różne, wobec czego biskupi długo pracują nad implementacją adhortacji we własnych diecezjach. Nie da się ukryć - to olbrzymi zamęt, któremu dodatkowo towarzyszy milczenie Rzymu".
|
Przedsłowie
Szanowni Państwo, Drodzy Przyjaciele PCh24.pl!
Oddajemy w Państwa ręce unikatową publikację, wyjaśniającą i porządkującą
problem zamieszania trwającego w Kościele od momentu ukazania się
adhortacji Amoris laetitia. Dokument ten tuż po publikacji w kwietniu 2016
roku wzbudził olbrzymie kontrowersje. Postanowiliśmy raz jeszcze przypomnieć,
o co toczy się dziś wielka debata w Kościele i dokąd może ona nas
doprowadzić.
Tytuł niniejszego e-booka - Zamęt i milczenie - dobrze charakteryzuje stan
tej debaty. Oto przyszło nam bowiem żyć w czasach, w których to, co w Kościele
w Niemczech traktuje się jako stan łaski uświęcającej, w Polsce uznawane
jest za trwanie w permanentnym grzechu ciężkim. Jakby tego było
mało, kapłani w wielu miejscach świata nie wiedzą, jak czytać papieski dokument
o rodzinie - jego interpretacje są bowiem skrajnie różne, wobec
czego biskupi długo pracują nad implementacją adhortacji we własnych
diecezjach. Nie da się ukryć - to olbrzymi zamęt, któremu dodatkowo towarzyszy
milczenie Rzymu. Milczenie dla wielu niezrozumiałe, dla innych bolesne,
jeszcze innym zaś uświadamiające, że taki jest dziś po prostu element
strategii decentralizacji Kościoła, o której papież Franciszek wspomniał
w innym swym dokumencie – Evangelii gaudium.
Choć wspomnieliśmy o toczącej się w Kościele debacie, musimy przyznać,
że nie toczy się ona wszędzie. Otóż w Polsce wiedza na temat kryzysu wokół
Amoris laetitia wydaje się bardzo ograniczona. Media katolickie na ten
temat milczą, w ogóle nie zajmując się tą sprawą, podczas gdy progresiści
skutecznie promują swoje tezy, próbując zachęcić polskich biskupów do
pójścia drogą ich niemieckich braci w biskupstwie.
Najaktywniej jednak rozwój wydarzeń relacjonuje portal PCh24.pl. Na
temat kryzysu wokół "nowej troski duszpasterskiej" wprost określanej
przez licznych biskupów i kardynałów mianem noszącej znamiona herezji,
opublikowaliśmy ponad trzysta artykułów! Rozmawialiśmy o tym problemie
z wybitnymi intelektualistami, z prominentnymi hierarchami oraz z komentatorami
życia Kościoła. Wszystko dla Państwa - aby polscy katolicy
mogli posiąść wiedzę o tym, co dzieje się w ich wspólnocie wiary i wyrobić
sobie na ten temat opinię. By zechcieli zintensyfikować modlitwy za Kościół.
Wielokrotnie byliśmy za to atakowani - nigdy jednak nie zboczyliśmy z kursu.
Zawsze bowiem staramy się opierać na nauce Chrystusa, pismach wielkich
papieży, soborów i innych dokumentach Kościoła, z Katechizmem na
czele.
I pragniemy pracować w ten sposób dla Państwa nadal - bo istniejemy wyłącznie
dzięki naszym Czytelnikom, Dobrodziejom i Przyjaciołom. To z myślą
o Państwu przygotowaliśmy niniejszą publikację, w której nie tylko przypominamy
kilka najważniejszych artykułów o Amoris laetitia zamieszczonych
już na PCh24.pl, ale przede wszystkim oferujemy lekturę zupełnie nowych
tekstów oraz opinii niepublikowanych wcześniej w internecie. Mamy zaszczyt
zatem przedstawić Państwu teksty profesorów: Roberta de Mattei
i Grzegorza Kucharczyka, dr. Marcina Jendrzejczaka, wywiad z ojcem Augustynem
Pelanowskim OSPPE, a także artykuły innych publicystów PCh24.pl.
Przy tej okazji serdecznie prosimy o każdy rodzaj wsparcia w naszej walce
o zachowanie świętej wiary katolickiej. Zarówno o modlitwy, dobre słowo,
jak i o wsparcie materialne naszego portalu, który bez Państwa pomocy nie
mógłby istnieć i opisywać rzeczywistości Kościoła pogrążonego w jednym
z największych kryzysów w historii. A zamęt wokół Amoris laetitia jest, niestety,
tylko jedną z wielu jego odsłon.
Zespół PCh24.pl
|
K R Y S T I A N K R A T I U K - KrÓtka histOria zaMĘtu
Jak doszło do tego, że po jednej stronie Odry duchowni Kościoła katolickiego
uznają za trwanie w permanentnym grzechu ciężkim to, co
ich bracia w kapłaństwie z drugiej strony rzeki traktują jako stan łaski
uświęcającej? W jaki sposób doprowadziliśmy do ogłoszenia przez wielkie
liberalne media "legalizacji rozwodów w Kościele"? Skąd pomysł, by
z dokumentów Kościoła traktujących o rodzinie wyprowadzać wnioski
dotyczące konieczności... błogosławienia związków homoseksualnych?
Zaczęło się niewinnie. Jednym z najważniejszych wydarzeń w pierwszych miesiącach
pontyfikatu papieża Franciszka miało być zwołanie synodu biskupów
o rodzinie. To faktycznie najistotniejszy temat naszych czasów - rodzina jako
instytucja jest dziś bowiem wściekle atakowana. Rewolucja seksualna rozpoczęta
w roku 1968 przeorała świadomość społeczną ludzi na całym świecie - w tym wielu katolików. Rozwody stanowią dziś istną plagę, odgórnie próbuje
się narzucić nowy model rodziny (od patchworkowej po homoseksualną), ludzie
nie chcą mieć dzieci, a gdy już je mają - chętnie mordują jeszcze przed narodzeniem.
Kościół wierny Chrystusowemu krzyżowi - symbolowi "któremu
sprzeciwiać się będą" - powinien toczyć walkę ze światem niechętnym rodzinie.
Zorganizowanie zgromadzenia synodalnego biskupów witane więc było
w wielu środowiskach katolickich z wielką nadzieją na przypomnienie światu
fundamentalnych prawd i wskazanie ścieżek, którymi w wyjątkowo trudnych
czasach należy podążać. Tym bardziej, że jeden z uczestników owego synodu,
kardynał Carlo Caffarra, kilka lat wcześniej ujawnił list, jaki otrzymał od siostry
Łucji - jednej z trojga osób, którym w Fatimie wielokrotnie objawiła się Matka
Boża. Portugalska wizjonerka pisała: "Przedmiotem ostatniej bitwy między Panem Bogiem a królestwem Szatana będzie rodzina i małżeństwo. Nie lękaj
się, gdyż każdy, kto działa na rzecz świętości małżeństwa i dla rodziny, zawsze
będzie atakowany i będą mu się sprzeciwiać na wszelkie sposoby, gdyż są to
kwestie kluczowe".
Kontrrewolucji nie będzie
Synod do spraw rodziny (zorganizowany w dwóch sesjach w roku 2015
i 2016) rozczarował jednak wszystkich sądzących, że nadchodzi jakaś prorodzinna
kontrrewolucja. Okazało się bowiem, iż wielu ojców synodalnych - szczególnie biskupów z Zachodu - interesują zupełnie inne zagadnienia niż
problemy wymienione w poprzednim akapicie. Problemy, na które zwracały
uwagę dziesiątki organizacji katolików świeckich z całego świata. Liczni hierarchowie
(rzecz jasna, nie wszyscy, ale ci najskuteczniej skupiający uwagę
największych mediów relacjonujących zgromadzenie) zamiast o rodzinie
woleli rozmawiać o rozwodnikach i homoseksualistach.
Doszło do sytuacji wręcz gorszących. Najbardziej symptomatyczną dla synodu
pozostaje scena, w której jeden z belgijskich biskupów przytoczył
historię dziewczynki przystępującej do pierwszej Komunii Świętej. Dziecko
otrzymało od kapłana Ciało Pańskie i... przełamało Je, biegnąc z Nim do
swego ojca, który będąc rozwodnikiem żyjącym w nowym związku, nie mógł
przyjmować Najświętszego Sakramentu. Historia ta - wedle medialnych relacji - silnie wzruszyła zgromadzonych w Rzymie duchownych. Mimo iż doszło
tu do co najmniej kilku niedopuszczalnych sytuacji - dziecko najpewniej
nie miało świadomości, że przyjmuje Chrystusa, popełniło świętokradztwo,
a biskupi jeszcze to pochwalili.
Na synodzie bardzo wiele mówiło się o osobach, które miały rodziny, ale
z jakichś względów żyją już w niesakramentalnych związkach i wprost sugerowano,
by dopuścić ich do Komunii Świętej. Prym w tym temacie wiedli
biskupi z Niemiec, na czele z kardynałem Walterem Kasperem, od lat promującym
takie rozwiązanie i... wcielającym je już wcześniej w życie w podległej
mu niegdyś diecezji.
Podczas synodu poruszono też inne tematy niezwiązane w żaden sposób - z katolickiego punktu widzenia - z tematyką rodziny, jak choćby kwestię
związków homoseksualnych. Propozycje dotyczące cieplejszego podejścia
do relacji osób tej samej płci zostały odrzucone w głosowaniu hierarchów,
ale ostatecznie (decyzją sekretariatu synodu) trafiły do dokumentu podsumowującego
pierwszą sesję zgromadzenia.
Niemożliwe, a jednak...
Po publikacji tego dokumentu rozpoczął się prawdziwy zamęt. Biskupi nastawieni
progresywnie ogłosili sukces i twierdzili, że będzie można teraz
udzielać Komunii Świętej rozwodnikom żyjącym w nowych związkach. Z kolei
hierarchowie przywiązani do tradycyjnego nauczania podkreślali, że nic się
nie zmieniło i w myśl nauki Chrystusa udzielenie Komunii takim osobom jest
absolutnie niemożliwe, gdyż - co powtórzył wprost w swych dokumentach
Jan Paweł II - znajdują się one w stanie permanentnego grzechu ciężkiego.
Wierni na całym świecie bombardowani byli informacjami o nadchodzących
zmianach w Kościele - zmianach, które wydawały się wręcz nieprawdopodobne.
Zaczęli więc pisać listy z pytaniem: o co chodzi, i pragnęli wspomóc
papieża w ucięciu tych niebezpiecznych spekulacji. Takich inicjatyw były
dziesiątki, największym echem odbiła się Synowska Prośba do Ojca Świętego
podpisana przez ponad 800 tysięcy katolików. Niestety – wszystkie te listy
pozostały... bez odpowiedzi z Watykanu.
Inicjatywę podejmowali również i biskupi wierzący w niezmienność nauczania
Chrystusa. Jednak odpowiedzi od Ojca Świętego nie doczekali się
również kardynałowie - współautorzy książki napisanej specjalnie na tę synodalną
okazję. Biuro prasowe Watykanu utrzymywało, że papież nie wypowiada
się na ten temat, by nie blokować dyskusji...
Rozpoczęła się więc druga sesja synodu, na którą nie zaproszono już kilku
przeciwników tez kardynała Kaspera, biorących udział w zgromadzeniu
rok wcześniej. Jednym z pierwszych wystąpień było przemówienie delegata
z Panamy, powołującego się na dopuszczenie przez Mojżesza do rozwodów
w niektórych sytuacjach. Kardynał zapytał, wprost odnosząc się do papieża:
"Mojżesz przychyla się do ludu, ustępuje. Dzisiaj też twardość serca
sprzeciwia się planom Bożym. Czy Piotr nie mógłby być tak miłosierny jak
Mojżesz?". Wydaje się, że zapomniał, iż to postępowanie Mojżesza wprost skorygował Chrystus - kardynałowi Maestrojuánowi przypomniał o tym
więc patriarcha Antiochii, Grégorie III Laham. Sytuację tę opisał na swoim
blogu arcybiskup Stanisław Gądecki, po czym… został poproszony o zaprzestanie
relacjonowania spotkań biskupów w internecie.
Druga sesja synodu zakończyła się publikacją dokumentu, który jednocześnie
zadowolił i niezadowolił wszystkie strony sporu. Otóż akapit o rozwodnikach
żyjących w nowych związkach był tak nieprecyzyjny, że każdy
odczytywał go po swojemu - progresiści znów ogłosili, że Kościół zmienia
nauczanie swego Pana (choć tym razem mówili już jedynie o "podejściu
duszpasterskim"), a konserwatyści utrzymywali, że nic się nie zmienia.
Wszyscy oczekiwali więc zakończenia zamętu przez papieża, który miał wygłosić
przemówienie na koniec synodu.
Franciszek jednak znów nie określił swego stanowiska wprost. Rozstrzygnięcie
miało więc zostać ogłoszone w publikowanej zwyczajowo po synodzie
adhortacji apostolskiej.
Niejasny przypis i konkretne "Dubia"
Dokument ów ukazał się w kwietniu 2016 roku. Zatytułowano go Amoris laetitia,
co oznacza Radość miłości. Pobieżna lektura adhortacji nie dawała odpowiedzi
na najbardziej zajmujące komentatorów pytanie: czy można, czy
nie można przystępować do Komunii Świętej jako rozwodnik żyjący w nowym
związku cywilnym? Papież pisał o konieczności włączenia takich osób
w życie parafii i tworzenia atmosfery "niewykluczania ich z Kościoła".
Dopiero dokładniejsze wczytanie się w dokument, a konkretnie w jeden
z jego przypisów, pomagało wyciągnąć zgoła inny wniosek - otóż papież
przyznał, że takie osoby powinny także być włączane do jedności z Kościołem,
w niektórych przypadkach także poprzez udzielanie im sakramentów
świętych.
Jakich sakramentów? W jakich sytuacjach? Jakim konkretnie osobom? Tego
papież już nie napisał. To tylko potęgowało zamieszanie. I sprawiło, że po
raz kolejny różni biskupi tego samego świętego Kościoła katolickiego, ogłaszali
inne interpretacje tych samych dokumentów.
Znów zaczęły się więc mnożyć pytania wiernych - znów zatem do Watykanu
spływały setki listów podpisanych przez mniejszą lub większą grupę osób.
I znów pozostawały bez odpowiedzi. Gdy niektórzy nastawieni progresywnie
hierarchowie zaczęli już głosić, że w podległych im diecezjach będzie
teraz można po rozwodzie przystępować do Komunii Świętej, inni wyrażali
poważne wątpliwości co do zapisów adhortacji. Najodważniejsi okazali się
czterej kardynałowie - Raymond Burke, Joachim Meisner, Walter Brandmüller
i wspomniany wcześniej Carlo Caffarra - wystosowali do papieża
list zatytułowany Dubia, co po polsku przetłumaczyć należy jako Wątpliwości.
Z synowską pokorą poprosili Ojca Świętego o odpowiedź na pięć pytań
w związku z jego adhortacją. Oni również nie doczekali się odpowiedzi,
mimo ponowienia pytania po kilku miesiącach. Do momentu, w którym powstał
niniejszy tekst, odpowiedź na Dubia nie nadeszła, a w międzyczasie
dwóch z czterech autorów Wątpliwości zmarło.
W tym czasie Konferencja Episkopatu Niemiec ogłosiła, że we wszystkich diecezjach,
po szczególnym rozeznaniu i kilkumiesięcznym towarzyszeniu parze
niesakramentalnej, spowiednik może zdecydować - mimo iż wciąż mamy do
czynienia z rozwodnikami żyjącymi poza swym prawowitym małżeństwem - o dopuszczeniu takich osób do Komunii Świętej. To samo kilka miesięcy później
we własnych diecezjach wprowadzili biskupi z Malty oraz Buenos Aires.
Ci ostatni - rodacy papieża Franciszka - poprosili go jednak o odniesienie
się do ich rozumienia Amoris Laetitia. Papież tym razem odpisał - w prywatnym
liście pochwalił interpretację Argentyńczyków. Ale prywatna korespondencja
papieża nigdy nie należała do magisterium Kościoła - więc oficjalnie
nadal nie było wykładni niejasnych zapisów adhortacji.
Dyskusja, której nie było
Historycy Kościoła, jak choćby profesor Roberto de Mattei, przyznają, że żaden
dokument w dziejach papiestwa nie wywołał jeszcze tak wielu niejasności
i żaden nie musiał być interpretowany tak długo przez Kościoły lokalne.
Do dzisiaj bowiem swe interpretacje wydało zaledwie kilka episkopatów,
a wiele innych nadal nad tym pracuje. W 2017 roku w Stanach Zjednoczonych
biskupi ogłosili, że opublikują własną interpretację i wynikające z niej
zalecenia najwcześniej w roku 2019 lub 2020!
W międzyczasie do dyskusji nad dokumentem włączały się kolejne środowiska.
Głos zaczęli zabierać katoliccy uczeni, zwracający uwagę już nie tylko na
niejasności dokumentu, ale także na konsekwencje moralne, jakie przyniesie
zmiana owej "nowej troski duszpasterskiej". Taka debata trwała w wielu
krajach świata, a jej areną były katolickie media. Ale nie w Polsce. W naszym
kraju bowiem redaktorzy katolickich tygodników, telewizji czy radiostacji
uznali zapewne, że dyskusja o Amoris laetitia albo czytelników zgorszy, albo
w ogóle nie jest potrzebna, bo skoro Rzym przemówił, to sprawa jest zakończona (przyp.RW).
Prym w informowaniu więc o stanie dyskusji wiódł nasz portal - PCh24.pl. To dzięki nam polski czytelnik mógł dowiedzieć się, w jaki sposób
potraktowano tych, którzy o papieskim dokumencie wypowiadali się bez
odpowiednio radosnej miłości. I tak na przykład prominentny amerykański
kapucyn, wieloletni doradca Konferencji Episkopatu, został zmuszony do
rezygnacji z funkcji po tym, jak skrytykował zapisy adhortacji. Jeden z największych
autorytetów w dziedzinie filozofii katolickiej – prof. Joseph Seifert
został zwolniony z Międzynarodowej Akademii Filozofii w Grenadzie,
którą… sam założył! Podobny los spotkał profesora Thomasa Heinricha
Starka z uniwersytetu w austriackim Heiligenkreuz. Szerzej problem ten na
łamach niniejszej publikacji opisuje Marcin Jendrzejczak. Aż chciałoby się
powiedzieć, że nie ma "radosnej miłości" dla kontestatorów Amoris laetitia...
Żadne konsekwencje nie spotkały jeszcze za to biskupów z Kazachstanu, którzy
w odważnym, wiernym nauce Chrystusa wystąpieniu przypomnieli, że
praktyka udzielania Komunii Świętej rozwodnikom pozostaje obca wierze katolickiej.
Tomasz Peta, arcybiskup metropolii archidiecezji Najświętszej Maryi
Panny w Astanie, Jan Paweł Lenga, arcybiskup emerytowany z Karagandy, oraz
Atanazy Schneider, biskup pomocniczy archidiecezji Najświętszej Maryi Panny
w Astanie, wezwali wiernych do modlitwy, aby papież Franciszek "potwierdził
niezmienną praktykę Kościoła w odniesieniu do prawdy o nierozerwalności
małżeństwa". Ich prośbę poparło kilku kolejnych biskupów - głównie emerytów.
Na reakcję Rzymu, jak w wielu poprzednich przypadkach, wciąż czekamy.
Polscy wierni w awangardzie aktywnych katolików
Podczas synodu ds. rodziny polscy biskupi dzielnie stawiali opór modernistycznym
pomysłom kardynałów z Niemiec. Arcybiskup Gądecki mówił o zamachu
na trzy sakramenty - Eucharystię, spowiedź świętą i małżeństwo. Arcybiskup Hoser wzywał wręcz do oporu wobec zdrady nauczania Jana
Pawła II ! Konserwatywni komentatorzy z całego świata liczyli na ich zdecydowane
stanowisko i wzięcie na siebie ciężaru liderowania frakcji broniącej
nauczania o małżeństwie.
Po publikacji papieskiej adhortacji sprawa się skomplikowała - biskupi są
bowiem w niełatwym położeniu. Jako uczniowie Karola Wojtyły z pewnością
nie chcą "zdradzić nauczania Jana Pawła II", a jednocześnie nie jest łatwo
powiedzieć zwierzchnikowi, że się z nim nie zgadza.
Dlatego też polskich biskupów postanowili wesprzeć polscy wierni! Do zupełnie
unikatowej akcji Polonia Semper Fidelis włączyło się niemal 150 tysięcy
polskich katolików, proszących swych pasterzy o potwierdzenie odwiecznego
nauczania. Na razie jednak na odpowiedź od Konferencji Episkopatu
Polski wciąż czekamy. Tak jak i na wspomnienie o tym niezwykłym zaangażowaniu
wiernych przez dziennikarzy mediów katolickich - nie wiedzieć
bowiem czemu o akcji napisało wielu autorów świeckich mediów, a media
kościelne w Polsce na ten temat niestety milczą.
Być może odpowiedzi doczekają się autorzy innej powstałej w Polsce inicjatywy - Listu "Wątpliwości Rodzin", skierowanego już bezpośrednio do
Ojca Świętego, a także do pozostałych hierarchów Kościoła. Organizatorzy
tej akcji nadal zbierają podpisy, można je złożyć za pośrednictwem strony
www.familiesdoubts.com.
Milczące magisterium i płynące z niego wnioski
Zaskakującym faktem może okazać się istnienie oficjalnej interpretacji Amoris
laetitia, i to napisanej przez samego… papieża Franciszka. Tak - taki fakt
miał miejsce, choć niewielu o nim słyszało. Otóż Ojciec Święty zdecydował
o opublikowaniu swojego listu do biskupów z Argentyny na kartach Acta
Apostolicae Sedis - spisu oficjalnych dokumentów Stolicy Apostolskiej, swoistego
"dziennika ustaw". W dodatku z adnotacją, że odtąd wchodzić ma
w skład papieskiego magisterium. Nikt w Watykanie tej decyzji, podjętej na
początku grudnia 2017 roku, nie ogłosił. Ot, dociekliwi dziennikarze znaleźli
wspomniany list w rzeczonym spisie. Po raz kolejny wszystko odbyło się
w atmosferze zamętu i... milczenia.
A w międzyczasie w kręgach progresywnych interpretacje adhortacji stały
się jeszcze śmielsze. Jeden z teologów, współpracowników Papieskiej
Akademii Życia wywnioskował z niej, iż można (w niektórych przypadkach)
używać antykoncepcji, a jeden niemieckich biskupów Franz-Josef Bode, wyciągnął
z dokumentu wniosek o dopuszczalności błogosławienia... par homoseksualnych.
Wszystko to przez ostatnie dwa lata opisywaliśmy szczegółowo na łamach
portalu PCh24.pl. Jesteśmy jedynym medium w Polsce tak dokładnie śledzącym
narastanie zamętu wokół Amoris laetitia i wzywającym do zakończenia
zagadkowego milczenia na ten temat. Zapraszam zatem na nasze łamy każdego
dnia.
G R Z E G O R Z K U C H A R C Z Y K * - Po Prostu: Kryzys Wiary
Na początek parę obrazków z ostatniej fazy kryzysu:
W lutym 2018 roku Konferencja Episkopatu Niemiec zezwoliła na faktyczną
"interkomunię", czyli udzielanie Komunii Świętej - Prawdziwego Ciała
i Krwi Chrystusa - ludziom, którzy nie wierzą w Realną Obecność. Taki
jest bowiem sens udzielonego przez niemieckich biskupów zezwolenia na
udzielanie Komunii Świętej protestantom żyjącym w związku małżeńskim
z katolikiem (katoliczką). Znając stanowisko niemieckich biskupów prezentowane
już wcześniej (mniej więcej od 1993 roku) odnośnie do udzielania
Komunii Świętej osobom rozwiedzionym, a żyjącym w tzw. cywilnych związkach,
ta niedawna decyzja Episkopatu Niemiec oznacza po prostu szerokie
otwarcie drzwi. Nie Chrystusowi, ale świętokradczemu przyjmowaniu Ciała
i Krwi Pańskiej.
Oczywiście, jak zawsze w przypadku podkładania min przez modernistów
pod nauczanie Kościoła, także w tym przypadku został zastosowany semantyczny
wybieg polegający na zapewnianiu zaniepokojonych wiernych
(tj. ludzi wierzących na serio, a nie w kategoriach uiszczania podatku kościelnego),
że sprawa dotyczy "przypadków indywidualnych", po "starannym
zbadaniu" i będzie stosowana absolutnie "w sytuacjach wyjątkowych".
Krótko po tej fatalnej decyzji niemieckich biskupów głos zabrał niemiecki
i wierzący kardynał (gatunek na wymarciu) Walter Brandmüller, który
przemówił jak przystało na księcia Kościoła – jasno i bez ogródek. "Jeśli
dokument niemieckich biskupów mówi o indywidualnych przypadkach,
w których może to być możliwe [interkomunia - G.K.], to jest to jedynie
taktyczny krok w kierunku generalnej interkomunii z niekatolikami". Kardynał
porównał - jakże celnie - metodę stosowaną przez niemieckich
hierarchów do "taktyki salami" i do "nieuczciwej gierki, by osiągnąć swój
prawdziwy cel". Kardynał Brandmüller odniósł się również do argumentu
stosowanego przez Episkopat Niemiec, który uzasadniając swoją decyzję,
tłumaczył, że chodzi o zaspokajanie w ten sposób "eucharystycznego
głodu" protestanckich współmałżonków. To kolejna gierka, "melodramatyczny
sztafaż" - skomentował niemiecki książę Kościoła. I przytomnie dodał,
że "chrześcijanin szczerze pragnący Komunii Świętej i który wie, że nie
ma Eucharystii bez Kościoła i Kościoła bez Eucharystii, poprosi o przyjęcie
do Kościoła katolickiego. Cokolwiek innego byłoby czymś wątpliwym i nieuczciwym".
Na początku lutego 2018 roku kardynał Reinhard Marx, przewodniczący Konferencji
Episkopatu Niemiec, arcybiskup Monachium i Fryzyngi, członek grupy
kardynałów - doradców skupionych wokół papieża Franciszka, w czasie
swojej homilii wygłoszonej z okazji dziesięciolecia objęcia przez siebie arcybiskupiej
godności, z troską pytał "dlaczego Kościół nie zawsze idzie do przodu,
gdy chodzi o żądania płynące od niektórych katolików, a odnoszące się na
przykład do diakonatu dla kobiet, błogosławienia par homoseksualnych albo
zniesienia obowiązkowego celibatu".
Zatroskany modernista ubrany w purpurę od razu też udzielił odpowiedzi
na to pytanie. Jak się okazało, dla Jego Eminencji (z pewnością nie z przyczyn
osobistych, ale z powodu palącej troski duszpasterskiej) najpilniejszą
sprawą jest "bliższa opieka duszpasterska" nad homoseksualistami, w tym
udzielenie im "duchowego zachęcenia". Zapytany potem przez dziennikarza
bawarskiego radia, czy wyobraża sobie "błogosławienie" par homoseksualnych
w kościele, kardynał Marx przytaknął. Zastrzegając oczywiście, że
"chodzi o indywidualne przypadki", "po ich starannym rozpatrzeniu" i że
"nie może być tutaj żadnych generalnych rozwiązań".
Do skandalicznych słów niemieckiego purpurata, które w normalnej sytuacji
(a od takiej daleko jesteśmy dzisiaj w Kościele) spowodowałyby prawdziwy
wstrząs, natychmiastową reakcję Kongregacji Nauki Wiary (no, ale
nie po to ją spacyfikowano) i wezwanie na pilną audiencję przez samego
Ojca Świętego, odniósł się inny niemiecki kardynał - Paul Josef Cordes. Komentując
słowa swojego współbrata (w kapłaństwie) i rodaka, stwierdził:
"Kościelne błogosławieństwo jako zatwierdzenie relacji, która jest przeciwna
woli Boga? To rzeczywiście wygląda na bluźnierstwo".
Kardynał Cordes zauważył, że monachijski metropolita "źle rozumie duszpasterską
troskę", bowiem zrównuje ją z "jakąś formą sentymentalnej akceptacji"
i prezentuje w ten sposób "nową wersję etyki sytuacyjnej", która
neguje istnienie rzeczy złych samych w sobie, takich jak akty homoseksualne.
Emerytowany przewodniczący Papieskiej Rady "Cor Unum" odniósł
się również do stosowanych z lubością przez dzisiejszych modernistów
sztuczek słownych: A co z »indywidualnymi przypadkami« w odniesieniu
do aktywności członków mafii? A co z duszpasterską troską wobec lekarzy,
którzy wykonują aborcję? Któryż z ludzi Kościoła jest w końcu tak zarozumiały,
by bardziej oczekiwać zbawienia ze strony swojego źle rozumianego
"współczucia", aniżeli ze wsłuchiwania się w Bożą Wolę? Któryż sługa wie
o tym lepiej od swojego Mistrza? W każdym razie stanowisko św. Augustyna
pokazuje kardynałowi [Marxowi] jego granice: "Kochaj błądzących, ale zwalczaj
ich błąd! Bez popadania w pychę chlub się posiadaniem prawdy; walcz
o nią z łagodnością i dobrocią!".
Na nic napomnienia Ojca Kościoła i wierzącego kardynała. W połowie marca,
podczas prezentacji najnowszej publikacji kardynała Waltera Kaspera (drżyj
ludu wierny!) pt. "Przesłanie Amoris laetitia: braterska dyskusja" dowiedzieliśmy
się z ust samego autora, bardzo cenionego przez papieża Franciszka
teologa, że związki homoseksualne "zawierają elementy" chrześcijańskiego
małżeństwa, chociaż związki te - rzecze kardynał Kasper - "nie zawierają
w pełni, albo jeszcze nie zawierają w pełni, ideału [chrześcijańskiego]".
Dodajmy, że ten sam kardynał w 2015 roku poparł referendalną decyzję
Irlandczyków, którzy poparli legalizację tzw. małżeństw jednopłciowych,
stwierdzając: "Demokratyczne państwo ma obowiązek uszanować wolę
ludzi. Wydaje się jasne, że większość ludzi chce związków homoseksualnych,
państwo ma obowiązek uznać te prawa".
Tylko niech nikomu nie przyjdą do głowy niecne myśli, że to nagłe zaangażowanie
niemieckich hierarchów (przecież w podobny sposób wypowiadał
się biskup Monastyru Franz Josef Bode, a w 2015 roku Reiner Koch,
podówczas biskup Miśni, dzisiaj metropolita Berlina, w oczekiwaniu na
kapelusz kardynalski) ma jakiś związek z ich osobistymi preferencjami,
czy potrzebami (niekoniecznie duchowymi). To byłoby podłe oskarżenie.
Przecież wiadomo, że chodzi o "podążanie za oczekiwaniami niektórych
katolików", o "towarzyszenie" i staranne rozpatrzenie "indywidualnych
przypadków".
Jedno jest wszakże pewne. Te kilka zaledwie przytoczonych przykładów dokumentuje
narastające zamieszanie, którego jesteśmy obecnie świadkami
w Kościele powszechnym. Na naszych oczach spełnia się zapowiedź Matki
Bożej z Akita o tym, że "biskup wystąpi przeciw biskupowi".
Imię obecnej fazy choroby, na którą cierpi nasza duchowa Matka - Kościół,
to: chaos. Nie ma co ukrywać - wielokrotnie była o tym mowa na tych łamach - że wydarzeniem, które w wydatny sposób przyczyniło się (i ciągle to
czyni) do jego pogłębienia, jest adhortacja Amoris laetitia - prawdziwa "bomba
atomowa podłożona pod teologię moralną Kościoła" (prof. Josef Seifert).
Efekty jej promieniowania już widzimy w postaci swoistej "decentralizacji"
obowiązywania Dekalogu - do Odry szóste przykazania obowiązuje z wyłączeniem
"wyjątkowych przypadków", po "starannym rozpatrzeniu", etc.
A na wschód od Odry (póki co) Dekalog wraz z jego szóstym przykazaniem
obowiązuje bezwarunkowo.
Pominę tutaj długą historię zamieszania wprowadzonego przez "AL". Tylko
parę przykładów z ostatnich tygodni. Kardynał Wim Eijk, arcybiskup Utrechtu,
w wywiadzie udzielonym pod koniec stycznia tego roku dla holenderskiej
gazety "Trouw", wprost wezwał papieża Franciszka do "stworzenia
jasności" odnośnie do tego dokumentu, by "usunął wątpliwości". I dodał:
"Nie można zmieniać doktryny w przypisach albo rzucanymi luźno uwagami
w samolocie".
Jakże jednak papież ma "stworzyć jasność" w sprawie "AL", skoro sam
sprawia wrażenie, że nie ma co do tego dokumentu pewności. Z jednej
strony bowiem nakazuje wpisać do Acta Apostolicae Sedis swój list do biskupów
regionu Buenos Aires, w którym afirmuje interpretację "AL" jako
zezwolenie dla rozwodników do przyjmowania Komunii Świętej. Z drugiej
strony, podczas audiencji generalnej 13 marca 2018 roku przemawiając do
polskich pielgrzymów, ten sam papież potwierdził, że "osoba żyjąca w grzechu
śmiertelnym nie może otrzymać Komunii Świętej". No, chyba że mamy
w tym przypadku do czynienia z zatwierdzeniem "decentralizacji Dekalogu"
(w Polsce obowiązuje w całości, za granicą z wyłączeniem "indywidualnych
przypadków").
Imię kryzysu to chaos. A jaka jest jego przyczyna? Tę wskazał wielki świadek
wiary w czasach zamętu, kardynał Robert Sarah, prefekt Kongregacji Kultu
Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Pochodzący z Gwinei purpurat opanował
trudny język "tak - tak, nie - nie" i nie waha się go używać. Pod koniec
lutego 2018 roku podczas swojej wizyty w Belgii, prezentując swoją książkę
"Bóg albo nic", powiedział, że "brakuje wiary, nie tylko wśród ludu Bożego,
ale również wśród tych, którzy są odpowiedzialni za Kościół. Czasami możemy
spytać się samych siebie, czy my rzeczywiście wierzymy". Kardynał - prefekt nie wskazując z imienia niemieckich hierarchów, zauważył, że "niektórzy
wysoko postawieni biskupi, zwłaszcza ci pochodzący z zasobnych
narodów, pracują na rzecz spowodowania zmian w chrześcijańskiej moralności
w odniesieniu do absolutnego szacunku dla życia od poczęcia do
naturalnej śmierci, w odniesieniu do osób rozwiedzionych żyjących w związkach
cywilnych. Ci "strażnicy wiary" nie mogą wszakże pomijać faktu, że
problem stworzony przez fragmentację celów małżeństwa jest problemem
naturalnej moralności".
Z kolei w zeszłym roku kardynał Sarah zwrócił uwagę, że rozprzestrzeniające
się niedowiarstwo ma swoje odniesienie do publicznej modlitwy Kościoła:
"Poważny kryzys wiary, nie tylko wśród wiernych, ale zwłaszcza wśród
księży i biskupów, sprawił, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć Eucharystii
jako ofiary, jako identycznej z aktem dokonanym raz i na zawsze przez Jezusa
Chrystusa, uobecniającej Ofiarę Krzyża w bezkrwawy sposób w całym
Kościele, poprzez wieki, miejsca, pośród ludzi i narodów".
Jakże nie przyznać racji afrykańskiemu kardynałowi i nie zauważyć, że tylko
brak wiary na serio w Realną Obecność Chrystusa na ołtarzu i w Najświętszym
Sakramencie może tłumaczyć skandaliczne decyzje o interkomunii z protestantami
lub równie gorszące dywagacje o "duchowym zachęcaniu" osób
niekryjących swoich dewiacyjnych zachowań, czy wcześniejsze zezwolenie do
przystępowania do Komunii przez osoby żyjące w "cywilnych związkach".
Kryzys wiary rodzi nieuchronnie także kryzys właściwego rozumienia Kościoła.
"Czy Kościół jest firmą, która ma poprawić świat? Organizacją pozarządową
na rzecz pomagania ludziom w tym życiu?". Te pytania kardynała Brandmüllera
wypowiedziane przy okazji odrzucenia błędnych intencji tkwiących
za pomysłami interkomunii są bardzo trafne, ale i brzmią dramatycznie, bo
wskazują, że dla większości zwolenników "zmiany paradygmatu Kościoła",
chodzi o zamianę Oblubienicy Chrystusa w jeden wielki "NGO". Teraz celem
nie ma być prowadzenie ludzi wąską i ciernistą drogą do zbawienia, ale to,
żeby było przyjemnie, funkcjonalnie, wszak Bóg "kocha wszystkich" i nikt
"nie może czuć się odrzucony".
Warto w tym kontekście przypomnieć, co o tym zjawisku pisał niemal czterdzieści
lat temu kardynał Joseph Ratzinger: "Istnieje też fałszywy optymizm,
będący z gruntu optymizmem nieprawdziwym. Gdy twierdzi się, że w Kościele
prowadzi się dziś jedynie eksperymenty zbawienne i pożyteczne, że
przecież wszyscy naokoło są pełni dobrej woli i nie trzeba być zrzędą, to
fałszuje się prawdę. Są eksperymenty, które dawno przefunkcjonowały wiarę
aż do jej jądra, aż do podstawowego dogmatu o Trójcy Świętej".
* Autor jest historykiem, profesorem nauk humanistycznych, pracuje w Polskiej
Akademii Nauk. Napisał wiele książek, między innymi o historii Kościoła, jak np.:
"Nienawiść i pogarda. Dwa stulecia walki z Kościołem", "Zbrojne pielgrzymki. Historia
wypraw krzyżowych", "Mity i fakty. Zeszyty historii Kościoła", "Christianitas
- od rozkwitu do kryzysu", "Christianitas - między Niemcami i Rosją".
P A W E Ł C H M I E L E W S K I - Jak Niemcy "uwolnili się" od Rzymu
Przez ponad 40 lat Niemcy zabiegali o dopuszczenie rozwodników
do Komunii Świętej. Watykan odrzucał ich prośby, oni - w praktyce
odrzucali Magisterium. Adhortacja Amoris laetitia przyniosła na
tym polu rewolucję, ale progresiści zza Odry mają apetyt na znacznie
więcej.
W "trosce" o cudzołożników
Temat rozwodników w nowych związkach pojawił się z olbrzymią intensywnością
pierwszy raz podczas Synodu Würzburskiego w latach 1971-1975.
Przewodniczącym Episkopatu był wówczas kardynał Julius Döpfner, jedna
z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych postaci Soboru Watykańskiego
II . Na synodzie zaznaczył się wyraźny podział na tych, którzy życzyli
sobie trwania przy Magisterium, oraz na tych wypatrujących zmiany. Ci
drudzy mieli zdecydowaną przewagę. Posynodalny dokument obszernie
wykładał ich racje. Progresiści argumentowali, że nakładany na chcących
przyjmować sakramenty rozwodników wymóg życia w czystości "jest pomocny
tylko w rzadkich sytuacjach". Postulowali umożliwienie podejmowania
"indywidualnej decyzji sumienia" i "rozpatrywania każdego poszczególnego
przypadku". Jako koronny argument za zmianami wskazywali, że
rozwodnicy często wraz z całymi rodzinami odwracają się od Kościoła. W latach
70. masowa apostazja była już palącym problemem, rocznie z Kościoła
występowało regularnie blisko 100 tysięcy osób (dziś dwa razy tyle!). Okryty
złą sławą podatek kościelny obowiązywał od lat 40. Ostatecznie Niemcy
zwrócili się z prośbą o rozstrzygnięcie problemu do Watykanu, nie kryjąc,
jaka decyzja ich zadowoli.
Heterodoksyjny katechizm?
Rozstrzygnięcie przyszło w roku 1981. Zasiadający od trzech lat na Tronie
Piotrowym Jan Paweł II opublikował w listopadzie adhortację Familiaris
consortio (FC), podtrzymując warunek życia w czystości dla rozwodników
chcących przystępować do Komunii Świętej. Tę zasadę wpisano do promulgowanego
w dwa lata później Kodeksu Prawa Kanonicznego. Rosnące
w siłę skrzydło liberalne niemieckiego episkopatu nie mogło być zadowolone.
W 1986 w dokumencie posynodalnym diecezji Rottenburg-Stuttgart
zaapelowano do całego episkopatu o poszukiwanie dróg dopuszczenia aktywnych
seksualnie rozwodników do sakramentów. W 1993 roku z oficjalną
prośbą do Stolicy Apostolskiej o zgodę na umożliwienie wyjątków od
reguły wystąpiło trzech biskupów - Walter Kasper, Karl Lehmann i Oskar
Saier. Kierowana przez kard. Józefa Ratzingera Kongregacja Nauki Wiary
podjęła z nimi dialog, zaś w roku 1994 wystosowała list do wszystkich pasterzy
Kościoła katolickiego, potwierdzając nauczanie FC. Głos Kongregacji
Niemcy jednak zlekceważyli. W 1995 roku wydali drugi tom Katechizmu dla
dorosłych, obejmujący także kwestię rozwodników. Nauczanie sformułowane
jednoznacznie w Katechizmie Kościoła Katolickiego z roku 1993 otwarcie
rozmyto, pisząc o przyjmowaniu sakramentów przez rozwodników: "Prawo
kościelne może zaprezentować tylko pewien ogólnie obowiązujący porządek,
nie może jednak regulować wszystkich bardzo skomplikowanych poszczególnych
przypadków". Wśród autorów tomu byli między innymi hierarchowie
Kasper i Lehmann.
Bunt arcybiskupa Zollitscha
W kolejnych latach Stolica Apostolska jeszcze kilka razy potwierdziła swoje
nauczanie. Jest tajemnicą poliszynela, że w wielu diecezjach Niemiec ignorowano
zdanie Watykanu. Sprzyjał temu zanik praktyki spowiedzi: do Komunii
Świętej przystępowali po prostu wszyscy obecni na Mszy Świętej, włącznie
z rozwodnikami. Liberalnym biskupom bardzo mocno zależało jednak
ciągle na oficjalnym ogłoszeniu zmiany; wierzyli, że to pozwoli ograniczyć
apostazję. Temat wrócił z całą mocą podczas pielgrzymki Benedykta XVI do
Niemiec w roku 2011. Ówczesny przewodniczący Episkopatu, abp Robert
Zollitsch otwarcie opowiadał się za dopuszczeniem rozwodników do Komunii
Świętej. W kolejnym roku zapewniał w mediach, że to już tylko "kwestia
czasu". Okazało się, że miał rację. Jesienią roku 2013, już za pontyfikatu
Franciszka, władze duszpasterskie diecezji Fryburga opublikowały dokument
adresowany do księży, w którym zaprezentowano całkowicie heterodoksyjne
warunki przystępowania do sakramentów przez rozwodników.
Zollitsch był wtedy administratorem apostolskim Fryburga. Po publikacji
dokumentu Kongregacja Nauki Wiary wezwała natychmiast do jego wycofania.
Arcybiskup powiedział, że tekst ukazał się przedwcześnie, ale poleceniom
Kongregacji odmówił. Doskonale wiedział, co robi. Szło nowe.
Kasper doradza Piotrowi
W lutym 2014 roku na prośbę Franciszka na konsystorzu wykład o miłosierdziu
wygłosił kardynał Walter Kasper, co wprost sygnalizowało, w jaką stronę
może pójść papież w sprawie rozwodników. W ujęciu Kaspera "miłosierdzie"
miało stanąć ponad prawem. Na Synod Biskupów w 2015 roku Niemcy
wysłali progresywną delegację. Pojechali: przewodniczący Episkopatu kard.
Reinhard Marx, jego zastępca biskup Franz-Josef Bode, a także biskup Heiner
Koch - wszyscy zgodnie opowiadający się za rewolucją Kaspera. Wiedzieli,
czego chcą. Jeszcze w lutym 2015 r. kardynał Marx ogłosił oficjalnie,
że Niemcy "nie są filią Rzymu", więc mogą iść "własną drogą" w sprawie
rozwodników. Kasper, zaproszony na synod przez samego papieża, czuwał
nad pracami; ostatecznie kwestię rozwodników rozstrzygnięto w pracach
niemieckojęzycznej grupy synodalnej, gdzie wyróżniał się także wiedeński
kardynał Christoph Schönborn. Tekst przygotowany przez Niemców niemal
w całości znalazł się w opublikowanej w kolejnym roku adhortacji Amoris laetitia;
papież dodał jeszcze słynny przypis nr 351. Po publikacji "AL" w Niemczech
radości nie było końca.
Kardynał Kasper ogłosił – tyleż pompatycznie, co enigmatycznie - że
adhortacja to "przełom duszpasterski". Co miał na myśli? Sprecyzował
to wkrótce wpływowy i cieszący się względami episkopatu teolog z Monastyru,
Hubert Wolf. Na łamach poczytnej lewicowej "Süddeutsche Zeitung"
ogłosił, że doszło do "zasadniczej zmiany paradygmatu w papieskim
nauczaniu wiary". "AL" to "rewolucja" polegająca na "zrozumieniu
konieczności odmiennej interpretacji kościelnego nauczania w różnych
obszarach świata". Mówiąc krótko - to dokładnie to samo, co rzecznik Watykanu,
ks. Greg Burke nazwał ostatnio przydaniem "pewnego autorytetu
doktrynalnego" episkopatom w ramach decentralizacji Kościoła. Zmianę
w sprawie rozwodników ogłoszono po prostu błyskawicznie. Portal episkopatu
Katholisch.de zaledwie trzy dni po publikacji "AL" napisał, że...
"Franciszek przyznał pełną rację dokumentowi diecezji Fryburga z 2013
roku" - temu, którego wycofania domagała się Kongregacja Nauki Wiary.
Wkrótce oficjalnie potwierdził to arcybiskup Fryburga, Stephan Burger.
Przyznał on, iż papież po prostu usankcjonował praktykę, którą w jego diecezji
dopuszczało się już i tak od wielu lat.
Zerwanie z Magisterium
Formalnie zerwanie z nauczaniem Kościoła nastąpiło w lutym roku 2017.
Episkopat wydał wówczas dokument, w którym wprost dopuścił rozwodników
do Komunii Świętej, nie wspominając ani słowem o nakazie zachowywania
czystości w ponownym związku. Kardynał Marx poinformował,
że takie rozwiązanie przyjęto zdecydowaną większością głosów. Wszystko
opatrzono oczywiście zastrzeżeniami o "wyjątkowych przypadkach"
i "długim towarzyszeniu". Później tylko jeden z niemieckich biskupów
zgłosił ograniczone votum separatum. Rudolf Voderholzer z Ratyzbony
wydał w marcu wytyczne, według których nauczanie FC nadal obowiązuje.
Napisał jednak, że o nieważności sakramentalnego małżeństwa mogą
po wnikliwych rozmowach rozstrzygać także duszpasterze. Podkreślił też,
że jeżeli takiej nieważności nie da się stwierdzić, dla przyjmowania sakramentów
konieczna jest w powtórnym związku czystość; zalecił przy tym,
tak czy inaczej, wszystkim rozwodnikom rezygnację z przystępowania do
Komunii. Innych niż Voderholzera głosów, nie do końca zgodnych z dokumentem
Episkopatu, nie było.
Na tym sprawa rozwodników została w Niemczech finalnie zamknięta, naturalnie
przy wielkim aplauzie progresywnych teologów i postępowego,
opłacanego przez episkopat Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików
(ZdK). Owszem, były też głosy oporu. Protestowało szacowne, ale pozbawione
większego wpływu konserwatywne Forum Niemieckich Katolików.
Były też krytyczne głosy biskupów i uczonych z Niemiec (kard. Gerharda
Müllera, kard. Paula Cordesa, bp. Athanasiusa Schneidera, prof. Roberta
Spaemanna), Austrii (bp. Andreasa Launa, prof. Josefa Seiferta), Szwajcarii
(bp. Vitusa Huondera). Marx uznał, że może to wszystko zignorować -
i pójść o krok dalej.
To nie koniec, czyli protestanci, homoseksualiści i antykoncepcja
Po tegorocznym, lutowym zebraniu Episkopatu Niemiec nastąpił kolejny
akt rewolucji. Biskupi obwieścili, że dopuszczają do Komunii Świętej tych
protestantów, których małżonek jest katolikiem, a którzy bardzo chcą przystępować
do Eucharystii wspólnie. Uczyniono to z zupełnie jawnym pogwałceniem
Kodeksu Prawa Kanonicznego i Katechizmu. Zgodnie z KPK, protestant
może przyjąć Eucharystię, jeżeli podziela katolicką wiarę, chodzi o jego
zbawienie i nie ma dostępu do duszpasterza własnej wspólnoty. W sytuacji
małżeństw nie chodzi o zbawienie, a zawsze jest dostępny pastor. Niemcy
uznali, że wystarczy odczuwanie "duchowego głodu". Na jakiej podstawie?
Wymienili z nazwy - oprócz zmanipulowanego KPK - tylko jeden dokument,
czyli Amoris laetitia.
Wśród kolejnych celów niemieckich progresistów jest teraz doprowadzenie
do zmiany oceny związków homoseksualnych. O możliwości ich błogosławienia
mówił niedawno otwarcie biskup Franz-Josef Bode, a kard. Marx poinformował,
że problemem zajmuje się już specjalna komisja.
Niemcy chcieliby też doprowadzić do zniesienia zakazu stosowania sztucznej
antykoncepcji. Już w 1968 roku Episkopat wydał oświadczenie, w którym
poinformowano wiernych, że mogą zignorować nauczanie Humanae vitae
w tym zakresie. Wiemy, że w Watykanie pracuje już komisja zajmująca się
"ponownym odczytaniem" encykliki Pawła VI.
Czy "AL" wystarczy, by te cele osiągnąć? "Rewolucja duszpasterska" to chyba
naprawdę nie tylko rozwodnicy. W okolicach tegorocznych Walentynek w Austrii,
na terenie diecezji Linz, duchowni zaoferowali udzielenie błogosławieństwa
parom jednopłciowym. W oficjalnej gazecie diecezjalnej jeden z księży
mówił, że takie jest nauczanie "AL", która zabrania dyskryminacji homoseksualistów.
Na Uniwersytecie Gregoriańskim prof. Maurizio Chiodi wygłosił
wykład, w którym bazując na "AL", powtórzył tezy Niemców z 1968 roku i zaproponował
dopuszczalność antykoncepcji. Jeżeli tylko się da, kardynał Marx
na pewno po raz kolejny chętnie pokaże, że może iść "odrębną drogą".
G R Z E G O R Z K U C H A R C Z Y K Zero-jedynkowi rygorości czy obrońcy moralnego Westerplatte?
Po jednej stronie są "rygorystyczni konserwatyści", którzy ciągle mówią
o grzechu, nie dostrzegają potrzeb współczesnego człowieka. Po drugiej
jest "słuchające Magisterium", ukierunkowane nie tyle na suche przepisy
doktryny, co raczej na "wezwania duszpasterskie". Tak rzeczywistość
w Kościele opisują ci - od niemieckich kardynałów, forsujących "zmianę
paradygmatu Kościoła", po naszych katolickich publicystów, dających
odpór wszystkim zgłaszającym swoje wątpliwości wobec skutków Franciszkowego
"rabanu" - którzy oczywiście nie chcą podziałów w Kościele
i stronią (deklaratywnie) od ferowania zero-jedynkowych osądów.
Taki zabieg myślowy, daleki od logicznej spójności zastosował komentator
"Gościa Niedzielnego" (Jacek Dziedzina), który zestawił czterech kardynałów,
sygnatariuszy listu z 19 września 2016 roku do prefekta Kongregacji
Nauki Wiary (nie do papieża, jak mylnie twierdzi autor) z opisanymi w Ewangeliach
faryzeuszami, domagającymi się od Pana Jezusa odpowiedzi "albo
tak, albo nie", tak aby "pochwycić go na słowie".
Cóż, można odpowiedzieć, że na kartach Ewangelii to sam Zbawiciel domaga
się od swoich uczniów, by ich "mowa była tak - tak, nie - nie", bo
co nadto jest "od Złego pochodzi". Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie
zasugeruje, że to "zbytni rygoryzm"?
Obowiązkiem każdego kardynała Świętego Kościoła Rzymskiego jest doradzanie
papieżowi w ważnych dla Kościoła sprawach. Czy może być ważniejsza
sprawa od zachowania wierności nauczania Kościoła - nie jakiemuś faryzejskiemu
nauczaniu, ale słowom samego Chrystusa, który niejednokrotnie na
kartach Ewangelii i przez tysiąclecia historii Kościoła mówi o nierozerwalności
sakramentu małżeństwa, i który przez swoich Apostołów (por. św. Pawła)
ostrzega przed niegodnym przyjmowaniem Sakramentu Ołtarza. A do
zakwestionowania tych słów sprowadzają się kontrowersyjne fragmenty
adhortacji Amoris Laetitia, co do których swoje wątpliwości zgłaszają (bo mają
taki obowiązek jako kardynałowie!) czterej sygnatariusze listu.
Nie ma zero-jedynkowych sytuacji? Należy ich unikać, bo tchnie to faryzeizmem?
A co w takim razie z "moralnym Westerplatte", "sprawami, od których
nie można odstąpić, nie można zdezerterować"? Co z wezwaniem, by
"wymagać nawet wtedy, gdy inni od nas wymagać nie będą"? Przecież te
czasy, które przepowiadał św. Jan Paweł II (w zaprezentowanej przez komentatora
"Gościa" logice również zero-jedynkowy faryzeusz), już nadeszły.
W tle krytyki formułowanej pod adresem kardynałów Burke'a, Brandmüllera,
Caffarry i Meisnera tkwi głębszy problem; problem błędnego rozumienia
miłosierdzia. Widać to również w sposobie inkryminowania tego listu przez
red. Tomasza Teluka w "Małym Dzienniku". Swoją drogą, to ciekawe, że autor
zarzucający czterem kardynałom występowanie przeciw programowi
duszpasterskiego miłosierdzia papieża Franciszka, sam z pewną dezynwolturą
(delikatnie mówiąc) odnosi się do praktyki odpustów. Przypomina się
w tym kontekście niedawne spostrzeżenie prof. Roberto de Matteiego, który
zauważył, że w czasie Jubileuszowego Roku Miłosierdzia temat odpustów
zupełnie zniknął z nauczania papieża i innych pasterzy Kościoła. Rzeczywistym
problemem Kościoła powszechnego jest bowiem nie tyle spowiedź
o takiej, czy innej taryfie, co raczej fakt zaniknięcia w wielu krajach praktyki
spowiedzi jako takiej.
Kto nie potrzebuje miłosierdzia? Bóg, bo jest bez grzechu. Co zrobić z tym
lepszym, bo współczesnym człowiekiem, który przeważnie czuje się jak
Bóg? Nie tylko nie uznaje swojej grzeszności, ale nie uznaje grzechu jako
takiego. Wydaje się więc, że "potrzeba duszpasterska" nakazywałaby w tej
sytuacji tym usilniejsze przypomnienie współczesnemu człowiekowi jego
grzesznej kondycji, a nie chowanie się za formułkami o "zero-jedynkowych
odpowiedziach" i "spowiedziach taryfowych". Łaski Bożego Miłosierdzia nie
należy mylić z "korektami" prawa kanonicznego w zakresie unieważnienia
małżeństw czy dopuszczania do Komunii świętej osób rozwiedzionych żyjących
w cywilnych związkach. Po co komu Boże Miłosierdzie, jeśli wszystko
załatwi przypis do adhortacji?
W 2016 roku biskup Pasawy Stefan Oster napisał na swoim blogu obszerną
analizę przyczyn współczesnego kryzysu Kościoła w Niemczech. Moim
zdaniem, analiza dotyka istoty rzeczy nie tylko w odniesieniu do Kościoła
naszych zachodnich sąsiadów. Odnosząc się do popularnego nad Renem
w epoce tzw. reform posoborowych hasła "Przesłanie radości zamiast przesłania
strachu" (Frohbotschaft statt Drohbotschaft), biskup Oster zauważył:
"Jednym z głównych problemów tamtego czasu jak i obecnie jest to, że wraz
z wielkim i nowym "otwarciem się na świat" księży, zakonników i Kościoła
generalnie, ta głoszona przez Sobór [Watykański Drugi] radosna wieść
o powszechnym zbawieniu potajemnie przekształciła się w swego rodzaju
"automatyzm zbawienia": Skoro Bóg kocha wszystkich ludzi i dla wszystkich
umarł, z pewnością więc wszyscy będą zbawieni, automatycznie!".
Bawarski biskup zauważył wyparcie ze współczesnego przepowiadania
w Kościele tych fragmentów Ewangelii, które wprost mówią o konieczności
wyrzeczeń i pracy nad sobą, o konieczności "podjęcia swojego krzyża": "Dzisiejszy
kryzys powołań do kapłaństwa i zakonów, oprócz innych czynników,
bierze się właśnie z tego, że tylko w nielicznych parafiach, wspólnotach istnieje
doświadczenie wiary, w którym podkreśla się i żyje się tym, że w wierze
chrześcijańskiej chodzi o osobiste opowiedzenie się za Chrystusem oraz
tym, że im bardziej głęboka jest duchowa droga osoby wierzącej, tym bardziej
droga ta musi być wyrazista".
Jakby to powiedzieć? Zero-jedynkowa?
P A W E Ł C H M I E L E W S K I - Kardynał Kasper i rozwodnicy, czyli triumf z tego świata
24 lata trwały zmagania o dopuszczenie rozwodników do Komunii
świętej. W roku 1994 kardynał Józef Ratzinger odrzucił propozycję
kard. Waltera Kaspera, przedstawioną rok wcześniej, jako niekatolicką.
W roku 2017, za przyzwoleniem Ojca Świętego, niemiecki episkopat
poszedł "własną drogą" i tę samą propozycję uczynił obowiązującą. Kasper
czekał długo, ale w końcu się doczekał. |
Opublikowana w 1981 roku adhortacja apostolska Familiaris consortio była
poważnym ciosem dla kościelnych progresistów, zwłaszcza w tych krajach,
które masowo traciły wiernych wskutek rozchodzenia się nauki moralnej
Kościoła z wyobrażeniami społeczeństwa przeżartego liberalną rewolucją
seksualną. Ojciec Święty jednoznacznie zakazał przystępowania do Stołu
Pańskiego tym rozwodnikom, którzy nie żyliby w ponownym związku w czystości.
Silne kontruderzenie modernistów przyszło w roku 1993. Trzech niemieckich
biskupów - Walter Kasper, Oskar Saier i Karl Lehmann - przygotowało
list postulujący zmianę nauczania kościelnego. Tekst odczytano we
wszystkich parafiach na terenie zarządzanych przez nich diecezji, odpowiednio
Rottenburga-Stuttgartu, Moguncji i Fryburga. Propozycja biskupów zakładała
generalnie to samo, o czym słyszymy dzisiaj. Zasadniczo rozwodnicy
w nowych związkach nieżyjący w czystości mieliby być nadal wyłączeni od
sakramentów, ale... poza pewnymi wypadkami. Takimi jak niesprawiedliwe
porzucenie przez małżonka czy też sytuacja pełnego przekonania o niedającej
się wprawdzie udowodnić, ale mimo wszystko subiektywnie zachodzącej
nieważności małżeństwa. Długie rozważanie na forum internum, pokuta,
wreszcie dojrzała decyzja sumienia miały otwierać w takich przypadkach
drzwi do Komunii świętej.
Ratzinger nie pozwala
Odpowiedź Watykanu była szybka i wyraźna. Kongregacja Nauki Wiary kierowana
przez kard. Józefa Ratzingera już w rok później wydała specjalny
list poświęcony tylko tej kwestii. Jego autorzy sprzeciwili się rozwiązaniu
zaproponowanemu przez niemieckich biskupów. Prefekt Kongregacji przypomniał,
że choć taka "liberalna" droga była proponowana przez niektórych
Ojców Kościoła i chociaż niekiedy praktykowana, to nigdy nie uzyskała
powszechnej zgody. Komunii dla rozwodników nie zaaprobowało Magisterium,
określające w wierności Pismu Świętemu i Tradycji prawdziwy depozyt
wiary. Ratzinger przypomniał słowa Jana Pawła II z "Familiaris Consortio":
"sytuacja rozwodników w nowym związku nie tylko obiektywnie zaprzecza
unii Chrystusa i Kościoła. Dopuszczenie ich do Komunii świętej byłoby też
wielkim zgorszeniem, siejąc wśród wiernych pomieszanie na temat kościelnej
nauki o nierozerwalności małżeństwa".
"Struktura adhortacji [Familiaris Consortio - red.] i ton jej słów dają jasno do
zrozumienia, że praktyka, która przedstawiona jest jako wiążąca, nie może
zostać zmodyfikowana ze względu na różne sytuacje. Wierni żyjący razem
niczym mąż i żona z osobami innymi niż ich prawowici małżonkowie, nie
mogą otrzymywać Komunii świętej. Jeżeli uznaliby [jednak], że jest to możliwe,
duszpasterze i spowiednicy, biorąc pod uwagę ciężką materię i dobro
duchowe tych osób oraz powszechne dobro Kościoła, mają poważny obowiązek
wskazania im, że taka ocena sumienia jawnie przeczy nauczaniu Kościoła" - pisała Kongregacja. Sprawa, wydawałoby się, została raz na zawsze
rozstrzygnięta.
Pierwszeństwo Kościoła powszechnego nad Kościołem lokalnym
Propozycja trzech niemieckich biskupów wyrastała w dużej mierze z odmiennego
rozumienia Kościoła. W 1992 roku Kongregacja Nauki Wiary
w liście "Communionis notio" pouczyła, że istnieje historyczne i ontologiczne
pierwszeństwo Kościoła powszechnego przed Kościołem lokalnym.
Z tym Kasper nie chciał się zgodzić, wkrótce po publikacji listu wchodząc w polemikę z Ratzingerem. Odmienne rozumienie Kościoła Kasper przechował
do dziś. Według niego, istnieje wprawdzie niepodważalne pierwszeństwo
powszechnego Kościoła preegzystującego i eschatologicznego, ale już
nie pierwszeństwo powszechnego Kościoła empirycznego, czyli ziemskiego.
Relacja między powszechnym Kościołem ziemskim a Kościołami lokalnymi
jest - zdaniem Kaspera - inna, niż uczy Kongregacja, polegająca jakoby na
swoistej równości, w ujęciu Kaspera, powołującego się na myśl Henriego de
Lubaca, jednoczesności występowania. Ta różnica ma daleko idące konsekwencje.
W ujęciu Kaspera, to do Kościołów lokalnych należy rozstrzyganie
wielu problemów, w których dotychczas wyrokował Rzym. "Jako biskup
dużej diecezji obserwowałem, jak rodzi się i stale narasta rozdźwięk między
normami ogłaszanymi w Rzymie dla Kościoła powszechnego, a potrzebami
i praktykami naszego Kościoła lokalnego" - ubolewał Kasper na łamach jezuickiego
magazynu "America" w 2001 roku. Ogólne reguły zalecane przez
Rzym, skarżył się dalej, są niekiedy wprost szkodliwe wobec wysiłków podejmowanych
przez biskupów miejsca. Przykładem choćby "kwestie etyczne,
dyscyplina sakramentów i praktyka ekumeniczna". "We wszystkim, co
istotne, [Kościół ziemski - red.] musi zabiegać o jedność, dopuszczając
jednak we wszystkim innym autonomię i różnorodność" - pisał Kasper po
latach w podsumowującej jego rozumienie Kościoła pracy "Kościół katolicki.
Istota, rzeczywistość posłannictwo", w Niemczech wydanej w roku 2011,
a w Polsce w 2014.
Papież Franciszek
Koncepcje Kaspera przez całe lata nie miały pożądanej przezeń siły przebicia.
Kardynał Józef Ratzinger, najpierw jako prefekt Kongregacji Nauki
Wiary, później jako papież Benedykt XVI, był przeszkodą nie do pokonania.
Postulatu dopuszczenia rozwodników w nowych związkach do Komunii
świętej na gruncie swojego rozumienia Kościoła Kasper jednak nie porzucił.
W swej głośnej książce o miłosierdziu, wydanej w 2012 roku, postawił go
ponownie, przeciwstawiając obowiązek miłosierdzia nakładany przez Boga
nazbyt surowej, jego zdaniem, kościelnej dyscyplinie względem rozwodników.
Wytrwały kardynał nie ustawał w przygotowywaniu gleby, jakby czekając
na zmiany na tronie Piotrowym. Doczekał się. Gdy Benedykt XVI ustąpił,
a kolejnym papieżem wybrano kardynała Jorge Maria Bergoglio, warunki
zdecydowanie się zmieniły.
Błyskawiczna kampania
Teraz wydarzenia następują szybko. Już na styczniowym konsystorzu
w roku 2014 papież Franciszek poprosił Kaspera o wygłoszenie przemówienia
na temat miłosierdzia, później przez Ojca Świętego, jak sam zapewniał,
wnikliwie studiowanego. Mowa została wkrótce wydana drukiem, a jej tezy
odegrały ważką rolę na odbywającym się w tym samym jeszcze roku nadzwyczajnym
Synodzie Biskupów. Wokół zgromadzenia narastały skandale,
frakcja liberalna wydawała się przeć naprzód, nawet wbrew woli ojców
synodalnych, wykorzystując do tego przewagę w strukturze kierowniczej
synodu. W dokumencie podsumowującym obrady, Relatio post disceptationem,
zawarto jednak tylko zalecenie "ostrożnego rozróżniania i towarzyszenia
pełnego szacunku".
Prawdziwy przełom nastąpił na kolejnym, zwyczajnym już synodzie w roku
2015. Na kartach relacji końcowej w kwestii dotyczącej rozwodników w nowych
związkach w zasadzie dosłownie przyjęto propozycję grupy niemieckojęzycznej,
która obradowała pod przemożnym wpływem Kaspera. Teoretycznie
wszystko było w porządku. W kluczowej sprawie Synod zalecił po
prostu: "Proces towarzyszenia i rozeznania kieruje tych wiernych do uświadomienia
sobie swojej sytuacji przed Bogiem. Rozmowa z księdzem, na forum
wewnętrznym, przyczynia się do tworzenia prawidłowej oceny tego,
co utrudnia możliwość pełniejszego uczestnictwa w życiu Kościoła oraz
kroków mogących jemu sprzyjać i je rozwijać". Problem w tym, że w omawianiu
sprawy rozwodników nie zwracano uwagi na nakaz zachowywania
czystości, podkreślony przez Jana Pawła II w "FC", choć samą adhortację
synod cytował. Franciszek w Amoris laetitia poszedł jeszcze krok dalej. Tekst
główny adhortacji jest zasadniczo bardzo zbliżony do dokumentu synodu,
ale w jednym z przypisów sugeruje się wprost możliwość dopuszczenia rozwodników
do Komunii świętej, znowu pomijając wymóg życia w czystości.
Dokument episkopatu Niemiec
Już w lutym 2015 roku, w sposób bez mała radykalny, wyciągając konsekwencje
z kasperiańskiego rozumienia Kościoła, kardynał Reinhard Marx,
przewodniczący episkopatu Niemiec, wypowiedział słynną deklarację: "Nie
jesteśmy filią Rzymu". Idąc tym tropem i budując na gruncie dziwnej furtki
umieszczonej w Amoris laetitia, 1 lutego 2017 roku episkopat Niemiec dopiął swego, realizując wyrażane od dziesięcioleci marzenie progresistów oraz
samego Kaspera. W dokumencie uchwalonym przy "zakładanej" aprobacie
wszystkich biskupów, episkopat pisze wprost, że duszpasterze i spowiednicy
muszą akceptować osobistą decyzję sumienia rozwodnika w nowym
związku, który chciałby przystępować do Komunii świętej. O wymogu czystości
ani słowa. To prawdziwa rewolucja, bo choć już wcześniej w niektórych
niemieckich diecezjach praktyka i tak była odmienna od doktryny, teraz
wszystko ma dziać się za oficjalną zgodą biskupów powołujących się
przy tym całkiem otwarcie na autorytet Ojca Świętego. Żaden niemiecki
hierarcha nie zgłosił votum separatum. Zmiana została dokonana.
Protestuje wprawdzie prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Gerhard
Müller, w coraz to kolejnych wywiadach wzywając nienazwane konkretnie
episkopaty do wierności Magisterium, ale te nie słuchają jego głosu. Papież
nie odpowiada na dubia czterech kardynałów, Kongregacja Nauki Wiary
nie wydaje żadnego dokumentu. Niemcy głośno rozpowiadają, że zrobili
to, czego życzył sobie papież. Inni przejmują ich myślenie. Maltański arcybiskup
Charles Scicluna klerykom, którzy mieliby odmienne rozumienie
Amoris Laetitia od liberalnego, pokazuje drzwi. Triumf Kaspera - ale triumf
pozorny.
Znak sprzeciwu
Pozorny, bo nie można odnieść triumfu nad prawdą o małżeństwie, wyrażoną
przez samego Jezusa Chrystusa i potwierdzaną w niezmiennym nauczaniu
Kościoła katolickiego. Interpretacja Amoris Laetitia wyrażona przez
niemieckich biskupów na gruncie propozycji Kaspera, jest w oczywisty
sposób niezgodna z Magisterium. Na problem zakłamania katolickiego nauczania,
w Niemczech czy innych krajach, w których biskupi pozwolili się
ogarnąć błędnej ideologii kasperiańskiego "miłosierdzia", zwraca uwagę
wielu pasterzy Kościoła. To nie tylko czterech kardynałów - Walter Brandmüller,
Raymond Leo Burke, Carlo Caffarra, Joachim Meisner. Ich prośbę do
Ojca Świętego o jednoznacznie wyjaśnienie wątpliwych passusów Amoris
Laetitia poparli przecież liczni hierarchowie, by wymienić tylko kilku: kardynał
Paul Cordes z Niemiec, kardynał Joseph Zen z C hin, kardynał George
Pell z Australii, biskup Athanasius Schneider i inni biskupi Kazachstanu, biskupi
polscy - Jan Wątroba i Józef Wróbel... Wiadomo też, że jeszcze przed publikacją papieskiej adhortacji do Ojca Świętego pisało aż 30 kardynałów,
zwracając uwagę na zagrożenia związane z jej interpretacją. Wielu biskupów
z całego świata, nawet jeśli nie przyłącza się głośno do prośby czterech
kardynałów, wydaje dokumenty lub komentuje sprawę sporu wokół Amoris
Laetitia, zdecydowanie podkreślając, że liberalna interpretacja dokumentu
jest wykluczona; nazwisk ich wszystkich niepodobna wprost wymienić. To
mocny znak sprzeciwu, którego nie da się zagłuszyć; to głos wierny nauczaniu
Chrystusa niedający się zakrzyczeć obelgami i zarzutami o faryzeizm.
Choć grono adherentów zmian pozostaje duże - część kardynałów i biskupów,
nawet jeżeli nie wydaje żadnych wytycznych, otwarcie sprzyja liberalnej
interpretacji adhortacji - to zgodnie ze słowami samego Pana, nigdy nie
zwyciężą naprawdę. Bramy piekielne nie zmogą Kościoła - fałszywa nauka
nie może przykryć Ewangelii.
Pełzająca apostazja
Ta wyjątkowo trudna i groźna sytuacja podziału między biskupami może
i musi znaleźć jakieś rozwiązanie. Czy czeka nas schizma? Biskup Schneider
już w ubiegłym roku ostrzegał, że jest ona faktem - nie formalna wprawdzie,
ale ukryta. Pasterze deklarując jedność z Ojcem Świętym wkraczają tak
naprawdę w stan zerwania z Piotrem, porzucając naukę Chrystusa. Musimy
modlić się i mieć nadzieję, że papież Franciszek przerwie milczenie i jednoznacznie
wyjaśni sprawę rozwodników, zatrzymując falę liberalnych głosów,
uzurpujących sobie prawo do zmiany nauczania Kościoła, choć w samej
Amoris Laetitia podkreśla się konieczność jej odczytywania zgodnie z Magisterium.
Jeżeli za tego pontyfikatu okazałoby się to niemożliwe, przyjdzie
czekać na rozstrzygnięcie kolejnego następcy świętego Piotra.
Co jednak z episkopatami, które wykorzystując niejasność adhortacji uległy
pokusie rozmycia wiary i zaczęły głosić błąd jako prawdę? W 1968 roku episkopat
Niemiec opublikował głośną deklarację z Königstein, gdzie w ostrożny,
ale jednak wystarczająco czytelny sposób sugerowano możliwość stosowania
sztucznej antykoncepcji wbrew jednoznacznej nauce Kościoła.
Deklaracja nie została nigdy skorygowana, ale spustoszenie, jakie wywołała
wśród wiernych, poznajemy po jej owocach. Setki tysięcy katolików odpływa
co rok z Kościoła, który przestał głosić nauczanie, na coraz to kolejnych polach
poddając się duchowi czasu. To widać gołym okiem: tam, gdzie biskupi fałszują Naukę Chrystusa, Kościół zanika. Dopuszczeniem rozwodników do
Komunii świętej Niemcy poszli po prostu krok dalej na drodze do milczącej
apostazji. Można spodziewać się, że inaczej nie będzie w innych miejscach,
gdzie odchodzi się od zdrowej Nauki.
Kasper odniósł triumf, ale jest to triumf z tego świata. Kościół Chrystusa,
wstrząsany herezjami od samego początku istnienia, musi przetrwać nowy
napór modernizmu tak, jak przetrwał wszystkie dotychczasowe kryzysy.
O ile w czasach starożytnych czy w okresie reformacji heretycy formalnie
dzielili Kościół, tworząc własne struktury niezależne od Piotra, dziś skutki
fałszowania nauki będą inne. To po prostu stopniowa utrata wiary, samolikwidacja.
Kościół Chrystusa wszakże przetrwa - być może mniej liczny, ale
głoszący zdrową naukę w wierności Panu. Naszą rolą pozostaje sprzeciwiać
się progresistom bez względu na cenę, modląc się o dar mądrości Ducha
świętego dla Piotra i duszpasterzy, z radością głosząc niezakłamaną Ewangelię.
Reszta jest w rękach Pana - On zapyta na Sądzie Ostatecznym, kto
kłaniał się Bogu, a kto ulegał duchowi czasu. Co odpowiedzą mu ci, którzy
rozwadniają prawdę o małżeństwie?
Ł U K A S Z K A R P I E L
- Polonia Semper Fidelis?
Inicjatywa katolików świeckich "Polonia Semper Fidelis" z pewnością
przejdzie do historii. Jeśli w przyszłości zostaną podjęte podobne akcje,
to właśnie ta będzie stanowić dla nich wzór. Być może nierzadko niedościgniony.
Instytutowi Księdza Piotra Skargi udała się rzecz niełatwa - skupienie ponad
145 tysięcy polskich katolików wokół sprawy niemal w ogóle nie nagłaśnianej
przez media, w tym także "katolickie". Okazało się, że zatroskanych
o zgodne z nauką Jezusa Chrystusa postrzeganie nierozerwalności małżeństwa
jest na tyle wielu, że jeśli mielibyśmy do czynienia z tzw. inicjatywą
obywatelską, Sejm RP musiałby się nią zająć.
Oczywiście w akcji "Polonia Semper Fidelis" chodziło o coś zdecydowanie
bardziej istotnego niż w jakiejkolwiek, nawet najszlachetniejszej inicjatywie
polityczno-społecznej. W jej centrum znalazł się autentyczny niepokój tysięcy
serc polskich katolików bolejących nad kryzysem rodziny i szukających ratunku
w odwiecznym nauczaniu Kościoła. Niestety, zamiast jasnej i pewnej odpowiedzi
w sprawie nierozerwalności małżeństwa, jak i niedopuszczania do
sakramentu ołtarza osób żyjących w tak zwanych związkach niesakramentalnych,
natrafiają one na chaos powstały wokół pojawiających się różnorakich
interpretacji dotyczących adhortacji apostolskiej Amoris Laetitia.
Trudno się dziwić, że tak wielu polskich katolików, natrafiając na głosy płynące
w szczególności ze strony episkopatu niemieckiego - nagłaśniane za
pomocą mediów i chętnie podchwytywane przez niektóre grupy katolików, jakoby nauczanie Kościoła w wyżej wymienionych kwestiach uległo zmianie,
szuka słów prawdy u swoich Pasterzy. Wielu z tych, którzy zdecydowali
się poprzeć inicjatywę "Polonia Semper Fidelis", doskonale pamiętało przecież
nieugiętą i naznaczoną głębokim szacunkiem dla ewangelicznej nauki
o nierozerwalności małżeństwa postawę polskich hierarchów, na czele z arcybiskupem
Stanisławem Gądeckim, podczas synodu o rodzinie.
Z tą nadzieją swoje poparcie dla akcji udzieliły również osoby, których dorobek
intelektualny, artystyczny czy zawodowy jest powszechnie znany.
O konieczności reakcji na zamęt mówił między innymi, udzielając poparcia
akcji, profesor Jacek Bartyzel:
– Uważam to za obowiązek świadomego katolika. W sytuacji, kiedy wprowadzany
jest tak poważny zamęt, kiedy pasterze nie nauczają tego, czego
winni nauczać albo wprowadzają jakąś niejasność, to również świeccy mają
obowiązek wystąpić. Będąc świadomymi, jaka jest odwieczna i niezmienna
nauka moralna Kościoła, wierni mają obowiązek upominać się o Prawdę.
Aby raz jeszcze uświadomić sobie doniosłość sprawy, wokół której dotyczyła
inicjatywa "Polonia Semper Fidelis" warto też przypomnieć słowa mecenasa
Jerzego Kwaśniewskiego, prezesa Instytutu Ordo Iuris:
- Obrona prawdy o małżeństwie to najważniejsza bitwa współczesności.
Wobec powszechnego rozkładu norm prawa cywilnego, Kościół pozostawał
do niedawna niewzruszonym punktem odniesienia dla poszukujących
prawdy o naturze małżeństwa jako nierozerwalnej wspólnocie mężczyzny
i kobiety. Donośny głos i świadectwo osób świeckich to wsparcie
dla polskich biskupów, gotowych do potwierdzenia niezmiennego nauczania
Kościoła.
A tak zaistniałą sytuację diagnozował Grzegorz Górny, znany pisarz i publicysta
katolicki:
- Już dawno w Kościele na świecie nie było takiego zamętu i pomieszania
pojęć, jeżeli chodzi o doktrynalne sprawy teologiczne. W ciągu ostatnich dwóch lat ten zamęt jeszcze się zwiększył na skutek różnych, zwłaszcza
liberalnych interpretacji adhortacji posynodalnej "Amoris Laetitia". Obserwujemy,
że wielu księży, teologów, a nawet biskupi i episkopaty interpretują
ten dokument papieski niezgodnie z odwiecznym nauczaniem
Kościoła. Tutaj punktem spornym jest oczywiście kwestia dopuszczenia
do sakramentów osób rozwiedzionych i pozostających w ponownych
związkach niesakramentalnych. Do tej pory nauczanie Kościoła było takie,
że mogą one przystępować do Komunii pod warunkiem, że zachowują
wstrzemięźliwość seksualną, czyli żyją jak brat z siostrą. W tej chwili
mamy do czynienia z wieloma interpretacjami powielanymi przez różne
episkopaty, chociażby Niemiec, Malty, Belgii czy Argentyny, które mówią,
że takie osoby mogą przystępować do Komunii bez spełnienia takich warunków,
jakie były wcześniej od nich wymagane.
Doskonale ideę akcji wyraził też aktor Dariusz Kowalski, mówiąc:
- Kiedy w podróży pojawia się jakiś zamęt, kiedy nagle nie wiemy, czy
droga, czy kierunek w którym zmierzamy jest dobry, kiedy łódź żegluje
we mgle, potrzebuje sygnału latarni morskiej, tego sygnału, który się
systematycznie odzywa. Latarni, która zawsze stoi na skale, w tym samym
miejscu. Tego sygnału, który potwierdzi, że tak - płyniemy w dobrym
kierunku.
Na długo w pamięć zapadną słuchaczom również słowa muzyka Ireneusza
Dudka, który zauważył z niepokojem, iż "dyskutuje się na temat praw boskich".
Jak podkreślił, "te prawa są po to stworzone, byśmy tu, na ziemi mieli
drogowskazy, jak należy postępować i jak należy żyć żeby osiągnąć szczęście
wieczne. Nie dyskutujmy z tym wszystkim. Mówmy tak, jak Bóg przykazał
i naprawdę, wtedy rodzina, małżeństwo będzie pobłogosławione na wieki".
Oczywiście, nie zabrakło głosów krytycznych wobec inicjatywy. Do często
powtarzanych argumentów przeciwko akcji "Polonia Semper Fidelis" oraz
osobom udzielającym jej poparcia, należała opinia sugerująca, że organizatorzy
inicjatywy postanowili "pouczać biskupów" w sprawie nauczania
Kościoła. Ten niemający nic wspólnego z prawdą tok rozumowania obnażył,
pokazując prawdziwe oblicze inicjatywy, Jan Pospieszalski:
- Nie oczekujemy nic szczególnego. To nasza pokorna prośba do pasterzy
polskiego Kościoła, by potwierdzili to, co powiedział Przewodniczący
Episkopatu, arcybiskup Gądecki. Jesienią 2014 roku, kiedy wyciekały
pierwsze zapisy dokumentów [synodalnych], miał odwagę jasno i mocno
powiedzieć, że to jest dokument, w którym są ślady antymałżeńskiej ideologii,
że to jest odejście od nauczania Jana Pawła II, że ten dokument
jest dla wielu biskupów nie do przyjęcia - powiedział znany muzyk, publicysta
i autor telewizyjnego programu "Warto Rozmawiać".
To tylko zaledwie kilka spośród głosów znanych osób, które zdecydowały się
poprzeć inicjatywę "Polonia Semper Fidelis". Pełna ich lista jest doprawdy imponująca.
Znaleźli się na niej także m. in. Tomasz Terlikowski, prof. Grzegorz
Kucharczyk, Tomasz Rowiński, Radosław Pazura, Michał Lorenc i wielu innych.
Jednak najważniejszą sprawą pozostanie odpowiedź na pytanie: co stanie
się z nadzieją pokładaną w polskich biskupach przez sygnatariuszy inicjatywy
"Polonia Semper Fidelis"?
Niestety, trudno w tej materii o pozytywną odpowiedź. Doceniając obecność
księdza Przemysława Drąga, Dyrektora Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa
Rodzin przy KEP, podczas złożenia w siedzibie Konferencji Episkopatu
Polski przez przedstawicieli Instytutu Księdza Skargi ponad 145 tysięcy
podpisów zebranych w ramach akcji "Polonia Semper Fidelis", można odczuwać
żal z powodu faktu, iż nie zaszczycił swoją obecnością tego wydarzenia
żaden z polskich hierarchów.
Smutek i niepokój pogłębiać może nade wszystko jednak ciągły brak dokumentu
odnoszącego się do adhortacji Amoris Laetitia. Dokumentu, którego
wyczekują wszyscy popierający inicjatywę. Niestety nie doczekaliśmy się
jego ogłoszenia również po marcowym posiedzeniu KEP.
Z pewnością zatem polscy hierarchowie wciąż potrzebują naszej modlitwy.
Niech przyniesie ona dobre owoce, podobnie jak tak silny głos wsparcia w ich
"nastawaniu w porę i nie w porę" w obronie nierozerwalności małżeństwa,
jaki stanowiła inicjatywa "Polonia Semper Fidelis". Nie traćmy więc nadziei!
Szukajmy jej w Niepokalanym Sercu Maryi, które nigdy nie zawodzi!
R O B E R T O D E M A T T E I *
- NIEZMIENNA PRAWDA O MAŁŻEŃSTWIE
Rok 2018 w Kościele rozpoczął się promieniem światła przenikającego
ciemności. Odważne stanowisko zajęte przez siedmiu biskupów, którzy
podpisali Wyznanie niezmiennych prawd o małżeństwie sakramentalnym
to kolejny wyraz oporu wobec słów i czynów sprzecznych z nauczaniem
Kościoła.
31 grudnia 2017 roku siedmiu biskupów podpisało Wyznanie niezmiennych
prawd o małżeństwie sakramentalnym. Wobec szerzącego się obecnie zamętu,
do złożenia takiego wyznania zmusiły ich sumienia. Uczynili to w duchu
nauczania świętego Jana Chrzciciela, świętego Jana Fishera, świętego
Tomasza Morusa, błogosławionej Laury Vicuna oraz licznych znanych i nieznanych
wyznawców oraz męczenników nierozerwalności małżeństwa.
Nie wolno - podkreślają sygnatariusze dokumentu - ani bezpośrednio, ani
pośrednio usprawiedliwiać, aprobować ani legitymizować trwałych, pozamałżeńskich
stosunków seksualnych za pomocą sakramentalnej dyscypliny dopuszczania
do Komunii Świętej tak zwanych "rozwodników, którzy zawarli nowy,
cywilny związek małżeński", gdyż taka dyscyplina jest obca całej Tradycji wiary
katolickiej i apostolskiej.
Inicjatywa potwierdzenia niezmienności Chrystusowej nauki o małżeństwie
wyszła od biskupów z Kazachstanu: Tomasza Pety (arcybiskupa metropolity
archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie), arcybiskupa
Jana Pawła Lengi (emerytowanego biskupa Karagandy) i Atanazego Schneidera
(biskupa pomocniczego Astany), do których dołączyli: kardynał
Janisz Pujats (emerytowany arcybiskup Rygi), biskupi Luigi Negri (emerytowany
arcybiskup Ferrary-Comacchio), Carlo Maria Vigano (były nuncjusz
apostolski w Stanach Zjednoczonych) oraz Andreas Laun (były biskup pomocniczy
Salzburga).
Dokument odnosi się do sytuacji zaistniałej wskutek adhortacji Amoris laetitia.
Różni biskupi bowiem - na szczeblu lokalnym, regionalnym oraz krajowym - wprowadzili wykonawcze normy duszpasterskie do papieskiego
dokumentu, upoważniające rozwodników żyjących w nowych, cywilnych
związkach, do otrzymywania rozgrzeszenia i przyjmowania Komunii Świętej.
Pomimo iż osoby te trwale i świadomie żyją more uxorio (na sposób
małżeński) z osobą niebędącą ich prawowitym współmałżonkiem.
Takie normy zostały potwierdzone przez różne władze hierarchiczne.
Niektóre z tych norm zostały nawet potwierdzone przez najwyższą
władzę Kościoła. Szerzenie się tych potwierdzonych przez Kościół norm
duszpasterskich spowodowało znaczny i nieustannie rosnący zamęt
wśród wiernych oraz kleru. Jest to zamęt, który dotyka zasadniczych
przejawów życia Kościoła, czyli sakramentalnego małżeństwa oraz rodziny,
Kościoła domowego, jak również sakramentu Najświętszej Eucharystii.
Biskupi podkreślają, że dopuszczenie do Komunii Świętej rozwodników,
którzy zawarli nowy, cywilny związek, oznacza w praktyce potwierdzenie
czy legitymizację rozwodu, czyli de facto wprowadzenie rozwodu w życie
Kościoła.
Tymczasem Kościół, ze względu na swą bezwarunkową wierność nauce Chrystusa,
powinien być bastionem i nieomylnym znakiem sprzeciwu wobec plagi
rozwodów, która z każdym dniem coraz bardziej szerzy się w społeczeństwie
cywilnym. Takie działanie stanowi zatem znaczącą zmianę dwutysiącletniej sakramentalnej dyscypliny Kościoła. Ponadto, zmieniona w istotny sposób dyscyplina
z czasem prowadzi do zmiany odnośnego nauczania.
Samo sumienie przynagla - wobec błyskawicznie szerzącego się zamętu - do
wyznania niezmiennej prawdy i równie niezmiennej dyscypliny sakramentalnej
odnośnie do nierozerwalności małżeństwa, zgodnie z dwutysiącletnim i niezmiennym
nauczaniem magisterium Kościoła.
Dlatego też biskupi podpisani pod Wyznaniem niezmiennych prawd o małżeństwie
sakramentalnym potwierdzają i przypominają, że:
Stosunki płciowe między osobami, które nie są ze sobą związane ważnym
węzłem małżeńskim, co dotyczy rozwodników, którzy zawarli nowy,
cywilny związek małżeński, zawsze sprzeciwiają się woli Boga i stanowią
poważną obrazę Boga.
Żadne okoliczności i żaden cel, łącznie z ewentualną nieprzypisywalnością
lub pomniejszeniem winy, nie mogą uczynić takich stosunków
płciowych pozytywną rzeczywistością moralną ani zadowolić Boga. To
samo dotyczy wszystkich innych zakazów w ramach Dziesięciu Bożych
Przykazań.
Sygnatariusze Wyznania przypominają tu uwypukloną przez świętego Jana
Pawła II prawdę, iż istnieją akty, które jako takie, same w sobie, niezależnie od
okoliczności, są zawsze wielką niegodziwością ze względu na przedmiot (adhortacja
apostolska Reconciliatio et paenitentia, 17
).
Niedopuszczenie do Komunii Świętej rozwodników, którzy zawarli nowy,
cywilny związek małżeński nie oznacza wyroku, czy znajdują się oni
w stanie łaski przed Bogiem, tylko wyrok na temat widocznego, publicznego
i obiektywnego charakteru ich sytuacji. Z uwagi na widzialną naturę
Kościoła i sakramentów, przyjmowanie ich z konieczności zależy od
odpowiedniej, widocznej i obiektywnej sytuacji wiernych.
Jest rzeczą moralnie niedopuszczalną utrzymywać stosunki płciowe
z osobą niebędącą własnym współmałżonkiem, aby rzekomo uniknąć innego grzechu. Słowo Boże uczy nas mianowicie, że nie wolno "czynić
zła, aby stąd wynikło dobro" (Rz 3, 8).
Dopuszczenie takich osób do Komunii Świętej może być dozwolone tylko
wtedy, gdy z pomocą łaski Bożej i dzięki cierpliwemu, indywidualnemu
towarzyszeniu duszpasterskiemu uczynią one szczere postanowienie zakończenia
tych praktyk i unikania w przyszłości zgorszenia. W tym zawsze
wyrażało się w Kościele prawdziwe duchowe rozeznanie oraz autentyczne
towarzyszenie duszpasterskie.
Osoby, które trwale praktykują pozamałżeńskie stosunki płciowe, bezczeszczą
na skutek takiego trybu życia swój nierozerwalny, oblubieńczy
węzeł małżeński z własnym współmałżonkiem. Dlatego nie są one w stanie
brać udziału w "Duchu i prawdzie" (J 4, 23) w eucharystycznej uczcie
weselnej Chrystusa.
Wypełnianie woli Bożej, która została objawiona w Jego Dziesięciu Przykazaniach
oraz w Jego wyraźnym i absolutnym zakazie rozwodów, jest
duchowym dobrem ludzi tu na ziemi i doprowadzi do prawdziwej radości
miłości w życiu wiecznym.
Biskupi-sygnatariusze Wyznania niezmiennych praw podkreślają: Dokonując
takiego publicznego wyznania przed naszym sumieniem i przed Bogiem, który
będzie nas sądzić, jesteśmy szczerze przekonani, że spełniamy tym uczynek miłości
w prawdzie wobec Kościoła naszych czasów i wobec papieża - następcy
świętego Piotra oraz Wikariusza Chrystusowego na ziemi.
* Profesor historii nowożytnej na uniwersytecie Cassino, wykładowca historii
chrześcijaństwa i Kościoła na Uniwersytecie Europejskim w Rzymie,
prezes Fundacji Lepanto, redaktor naczelny miesięcznika "Radici
Cristiane". Kieruje agencją informacyjną Corrispondenza Romana.
J O S E A N T O N I O U R E T A
- OD NIESKALANEGO MAŁŻEŃSTWA DO RADOŚCI MIŁOŚCI
Obiektywny charakter prawa naturalnego zastąpiono nową moralnością,
z "osobą" zanurzoną w kontekście historyczno-kulturowym - mówi chilijski
publicysta José Antonio Ureta w rozmowie z Mateuszem Ziomberem.
Czym tak naprawdę była rewolucja seksualna i jaki jest jej bilans?
Dla socjologów rewolucja seksualna polegała na zakwestionowaniu przez
Zachód - a później przez cały świat - tradycyjnych norm moralnych w kwestiach
seksualnych. Doszło do tego w ciągu kilku dekad: od lat sześćdziesiątych
do lat osiemdziesiątych XX wieku. Zaakceptowano seks przedmałżeński,
cudzołóstwo, nagość w przestrzeni publicznej oraz pornografię.
Sposób, w jaki ta rewolucja przebiegła, przypomina historię legalizacji aborcji
czy realizację programu prezentowanego przez ruch LGBT.
Jeśli chodzi o jej konsekwencje, to - oprócz milionów dzieci zabitych wskutek
aborcji - wpływ rewolucji seksualnej na rodzinę był wszędzie tak samo
katastrofalny. Wraz z rozwojem kontroli urodzeń przypadkowy seks stał się
normą, a liczba zawieranych małżeństw znacząco spadła. Wzrosła za to dramatycznie
liczba rozwodów, co z kolei poskutkowało rosnącą liczbą dzieci
wychowywanych przez samotnych rodziców.
Każda rewolucja posiada swoją "prehistorię"...
Samo określenie rewolucja seksualna weszło do użytku dzięki książce o takim
właśnie tytule, opublikowanej przez Wilhelma Reicha w roku 1936
(z podtytułem "Seksualność w walce kulturowej"). Koncepcje Reicha, jednego
z czołowych przedstawicieli szkoły frankfurckiej, zostały później spopularyzowane przez Herberta Marcusego, a to doprowadziło do rewolucji
sorbońskiej roku 1968 z jej stylem życia streszczającym się w hasłach:
Zabrania się zabraniać! oraz Radość bez przeszkód!
Sposób myślenia prezentowany przez szkołę frankfurcką - oparty na
marksizmie i freudowskiej psychoanalizie - dał początek tak zwanej teorii
krytycznej kwestionującej racjonalizm i autorytaryzm społeczeństwa
burżuazyjnego. W świetle tej teorii, społeczeństwo wykorzystywać ma warunkowanie
kulturowe, aby uniemożliwić swoim ofiarom doświadczenie
wyalienowania (lub "uprzedmiotowienia") narzucanego przez struktury
kapitalistyczne. Czynnikami mającymi pomóc w wyzwoleniu się z alienacji
były: subiektywność i instynkty.
Naiwnością byłoby jednak sądzić, że rewolucja seksualna została przygotowana
w tak krótkim czasie. Dalekich jej źródeł należy szukać w humanistycznej
literaturze renesansu podkreślającej rolę podążania za naturą.
Stoickie sequi naturam zostało przez humanistów błędnie zinterpretowane
w duchu epikurejskim i hedonistycznym - jako zaspokojenie instynktu
i przyjemność we wszelkich jej postaciach. Tymczasem stoicy rozumieli
naturę jako związaną z wyborami duchowymi, wyższymi aspiracjami
wyłącznymi dla człowieka. Lorenzo Valla - humanista doby renesansu - w swoim dialogu "De voluptate" twierdził, że prawem każdego człowieka
jest zaspokajanie pragnień i odczuwanego głodu przyjemności. Dlatego
właśnie określał wstrzemięźliwość mianem grzechu przeciwko naturze.
Pisał wprost, iż młode kobiety upadłe bardziej przydają się ludzkości niż zakonnice
i dziewice...
Nie trzeba było wiele czasu, by Europa przeszła od pobłażania wobec cudzołóstwa
do akceptacji rozwodów. Luter i inni "reformatorzy" twierdzili,
że istnieją pewne akty niszczące więź małżeńską, umożliwiając tym samym
rozwód i zawarcie kolejnego związku. Martin Bucer posunął się jeszcze dalej,
zezwalając na rozwód za porozumieniem stron.
Rewolucja francuska ograniczyła się do wprowadzenia małżeństw cywilnych
i rozwodów w przypadku narodów katolickich. W krajach protestanckich
rozwody były już wówczas częste. W wieku XIX i XX pojawiła się prawdziwa powódź literatury romantycznej, promującej przekonanie, według którego
szczęśliwe małżeństwo opiera się na "zakochaniu". Zawierane tak małżeństwa
były - jak można się domyślić - bardzo kruche, przeto liczba rozwodów
znacząco wzrosła. Kolejny krok na tej drodze poczynili Marks i Engels,
twierdząc, że w przypadku społeczności prymitywnych seksualność miała
charakter kolektywny, podobnie jak wychowanie dzieci i własność.
Od samego początku rewolucji seksualnej jej zwolennicy starali się wpływać
na Kościół katolicki.
Rewolucję seksualną jako pierwsi zaakceptowali protestanci. Dotyczyło to
także sztucznej kontroli urodzin. W kościele anglikańskim doszło do tego
podczas konferencji w Lambeth w roku 1930. Zmianę tę podsumował
w roku 1932 na kartach książki "The Mastery of Sex through Psychology
and Religion" Leslie Weatherhead. Pisał on, iż protestantyzm, uwolniony od
nakazu prokreacji jako naczelnego celu seksualności, a seksu z miłości i dla
przyjemności jako celu podrzędnego i pomocniczego, musi przyjąć właśnie taką
pozycję. Współcześni protestanci uznają te dwie funkcje seksualności za co najmniej
równorzędne.
To właśnie przeciwko takiemu stanowisku występował Pius XI. W jego encyklice
"Casti connubii" czytamy: Pierwsze więc miejsce pomiędzy dobrami
małżeństwa zajmuje potomstwo. I zaprawdę sam Stwórca rodzaju ludzkiego
(...) nauczał tego, kiedy, ustanawiając w raju małżeństwo, powiedział do prarodziców
naszych, a przez nich do przyszłych małżonków: "Roście i mnóżcie się,
i napełniajcie ziemię".
Nie minęło wiele czasu i katoliccy uczeni zaczęli kwestionować instytucjonalne
rozumienie małżeństwa, którego zasadniczym celem jest prokreacja.
Zaczęli oni promować "katolicką" wersję indywidualistycznego rozumienia
małżeństwa jako umowy między mężczyzną a kobietą obdarzającymi się
miłością po to, by razem stawiać czoła wyzwaniom codziennego życia.
Znany irlandzki kanonista, ksiądz Cormac Burke - będący przy okazji pierwszym
członkiem Roty Rzymskiej piszącym orzeczenia w języku angielskim - na łamach czasopisma "Communio" pokrótce wytłumaczył, w jaki sposób
w kręgach katolickich doszło do zmiany sposobu rozumienia małżeństwa.
Przez większość tego stulecia teologowie, kanoniści i antropologowie zaangażowani
byli w żywą debatę dotyczącą celów małżeństwa, a czasem
i samej jego natury. Z jednej strony istniało tradycyjne rozumienie małżeństwa
(nazywane często prokreacyjnym lub instytucjonalnym), które
prezentowało cele małżeństwa w sposób jasny i hierarchiczny: istniał cel
pierwszorzędny (prokreacja) i dwa cele drugorzędne (wzajemna pomoc
i zaradzenie pożądliwości).
Z drugiej strony pojawił się nowy pogląd, który - niekoniecznie kwestionując
wagę prokreacji - życzył sobie, by nadać co najmniej równy status
wartościom personalistycznym łączącym męża i żonę: wzajemnej miłości,
zjednoczeniu małżonków w wymiarze duchowym, a nie tylko fizycznym. (...)
Popularnością wśród takich wczesnych autorów "personalistycznych" cieszyli
się Dietrich von Hildebrand i Herbert Doms. Von Hildebrand podkreślał
relację miłości w małżeństwie, Doms dostrzegał jego istotę w zjednoczeniu
fizycznym, a jego cel w postaci spełnienia i realizacji małżonków jako osób.
Reakcją Piusa XII było wygłoszone w roku 1941 przemówienie do Roty
Rzymskiej, potem dekret Świętej Kongregacji z roku 1944, a także przemówienie
skierowane jedenaście lat później do Stowarzyszenia Włoskich Położników.
Jak podkreślał wówczas papież, małżeństwo jako instytucja naturalna,
na mocy woli Stwórcy ma jako cel pierwszorzędny i istotny nie doskonalenie
osobiste małżonków, ale rodzenie i wychowywanie nowego życia.
Doktryna ta znalazła potwierdzenie w punkcie 11 szkicu "Konstytucji dogmatycznej
o czystości, małżeństwie, rodzinie i dziewictwie" opracowanego
przez komisję przygotowawczą Soboru Watykańskiego II. Projekt ten został
jednak odrzucony. Do "Gaudium et spes" wprowadzono trzy punkty opisujące
małżeństwo jako głęboką wspólnotę życia i miłości. Choć konstytucja
ta mówi, że małżeństwo zostało obdarowane przez Boga różnymi dobrami
i celami, nie wskazuje między nimi żadnej hierarchii.
Zamieszanie wzrosło wraz z ogłoszeniem nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego,
który w kanonie 1055 orzeka, że małżeństwo jest wspólnotą życia skierowaną
ze swej natury do dobra małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa.
Cel drugorzędny został wskazany w pierwszej kolejności. W adhortacji Amoris laetitia papież Franciszek wyraźnie stwierdza, że małżeństwo jest przede
wszystkim głęboką wspólnotą życia i miłości małżeńskiej, a seksualność jest podporządkowana
miłości małżeńskiej mężczyzny i kobiety. Dopiero po tym czytamy,
że związek ten jest ukierunkowany z natury na prokreację. Już same tytuły encykliki
Piusa XI i adhortacji Franciszka wskazują na przemianę w pojmowaniu celów
małżeństwa - pierwszy brzmiał: Nieskalane małżeństwo, drugi: Radość miłości.
Publikacja encykliki Humanae vitae w roku 1968 wywołała otwartą krytykę
i sprzeciw. Dochodziło do jawnej kontestacji i odrzucenia tego nauczania.
Jak wielki był ten kryzys?
Dwuznaczne odwrócenie celów małżeństwa zawarte w "Gaudium et spes"
przygotowało grunt pod kontestację, z jaką Paweł VI spotkał się, potwierdzając
niezmienne nauczanie Kościoła o antykoncepcji. Potwierdzone przezeń
nauczanie opiera się na założeniu, że pierwszorzędnym celem małżeństwa
jest płodzenie potomstwa.
Encyklika Humanae vitae została ogłoszona 25 lipca 1968 roku, a już 30 lipca
na łamach "New York Timesa" pojawił się apel zatytułowany "Przeciwko encyklice
papieża Pawła". Podpisało go ponad dwustu teologów otwarcie zachęcających
wiernych do nieposłuszeństwa wobec papieskiego nauczania.
Wystąpienie to przeszło do historii jako Deklaracja Currana ze względu na
jednego z najważniejszych jej autorów - księdza Charlesa Currana, teologa
pracującego na Katolickim Uniwersytecie Ameryki.
W tym samym czasie grupa wpływowych ojców soborowych - w tym kardynałowie:
Suenens, Alfrink, Heenan, Döpfner i König - spotkała się w Essen, by
podjąć decyzję o przeciwstawieniu się encyklice. 9 września 1968 roku w trakcie
Dni Katolicyzmu w Essen zdecydowana większość uczestników zagłosowała
za zrewidowaniem jej nauczania. Doszło do tego w obecności papieskiego
legata, kardynała Gustava Testy. W roku 1969 dziewięciu holenderskich biskupów
(był wśród nich także kardynał Alfrink) zagłosowało za tak zwaną "Deklaracją
Niepodległości", zachęcającą wiernych do odrzucenia "Humanae vitae".
Dziesięć lat później Louis Janssens z Uniwersytetu w Leuven opublikował
artykuł, w którym - dla uzasadnienia pozytywnej oceny antykoncepcji - wykorzystał
sześćdziesiąt cytatów z "Gaudium et spes".
Obiektywny charakter prawa naturalnego zastąpiono nową moralnością,
z "osobą" zanurzoną w kontekście historyczno-kulturowym. Dla zwolenników
tej nowej moralności seksualność jest najgłębszym i najbardziej intymnym
wymiarem miłości. Bez względu na to, czy jej celem jest prokreacja, czy
też nie. Tę nową teologię moralną rozpowszechniano w katolickich seminariach
i na uniwersytetach. Stała się normą. Zmienił się sam sposób, w jaki
katolicy postrzegają seksualność.
Realizowany program był prosty - celem była zmiana doktryny i oficjalnie
usankcjonowanej praktyki duszpasterskiej. Jak Pan ocenia sytuację, w której
obecnie znalazł się Kościół?
W liście skierowanym do księdza Carla Caffary, późniejszego kardynała, siostra
Łucja (jedna z wizjonerek z Fatimy), napisała następujące słowa: "Ostateczna
bitwa pomiędzy Panem Bogiem a królestwem szatana dotyczyć będzie
małżeństwa i rodziny. Proszę się nie obawiać, gdyż każdy, kto działa na
rzecz świętości małżeństwa i rodziny, będzie znajdował się w stanie walki,
będzie walczył z przeciwnościami każdego dnia, ponieważ jest to decydujący
problem". Sytuacja zatem ma wyraźnie apokaliptyczny charakter.
Dziękuję za rozmowę.
K R Y S T I A N K R A T I U K
- STRATEGIA CHAOSU I MILCZENIA. INNEGO KOŃCA NIE BĘDZIE
Wszystko wskazuje na to, że obecna sytuacja wokół kryzysu spowodowanego
adhortacją Amoris Laetitia ma trwać. Że taki jest po prostu
plan. To element strategii decentralizacji, do przeprowadzenia której
w sposób jawny i sformalizowany zabrakło jednak odwagi. Stąd gorzkie
milczenie w sprawie dubiów i coraz wyraźniejsze pielęgnowanie
przerażającego chaosu.
Niektórzy spośród obserwatorów do niedawna mieli jeszcze nadzieję, że
chaos wywołany radykalnie sprzecznymi interpretacjami adhortacji Amoris
laetitia zakończy się samoistnie. Że przeczekamy go, znajdziemy jakieś rozwiązanie,
że ktoś wyjaśni nam, co tak naprawdę wydarzyło się przez ostatni
rok w Kościele. Że widząc, jak mocno podzielony jest Kościół, Watykan przetnie
falę spekulacji i jakimś formalnym aktem zarządzi: dosyć tej dyskusji,
nauka Kościoła się nie zmienia! Nie można żyć w grzechu i przystępować do
Komunii Świętej. Koniec tematu!
Dziś nikt nie ma już chyba złudzeń, że takiego formalnego aktu rzeczywiście
się doczekamy. Ujawniona przez czterech kardynałów, którzy odważnie
wystąpili w obronie wiary, niewysłuchana prośba o spotkanie z papieżem,
przelała czarę goryczy. Franciszek bowiem nie odpowiedział. Najwyraźniej
nie życzy sobie spotykać się z duchownymi, którzy podważają zapisy jego
dokumentu.
Sam brak spotkania papieża z kardynałami nie byłoby oczywiście jeszcze
żadnym powodem do załamywania rąk. Problemem wydaje się jednak milczenie Franciszka w sprawie, którą poruszyli hierarchowie. Przypomnijmy
- kardynałowie Burke, Caffarra, Meisner i Brandmüller poprosili Ojca
Świętego by doprecyzował te zapisy Amoris Laetitia, które nazwali "obiektywnie
niejasnymi". Według nich, zapisy adhortacji mogą być interpretowane
w sprzeczności z nauką Kościoła o małżeństwie - chodzi o możliwość
przystępowania do Komunii Świętej rozwodników żyjących w nowych
związkach. Kardynałowie nie doczekali się odpowiedzi na swoje wątpliwości,
mimo iż prosili o oficjalne zabranie głosu przez papieża lub Kongregację
Nauki Wiary, a więc organ właściwy do takich zapytań. Autorzy dubiów
zapowiedzieli, że jeśli nie otrzymają odpowiedzi, będą zmuszeni dokonać
"formalnej korekty" zapisów adhortacji.
Minęło kilkanaście miesięcy bezowocnego czekania na odpowiedź. W kwietniu
2017 roku kardynałowie uczynili więc kolejny krok - poprosili papieża
o spotkanie. Chcieli prosić o wyjaśnienie "zamieszania i dezorientacji", niezmiennie
podkreślając "absolutne oddanie i bezwarunkową miłość do Stolicy
Piotrowej i Jego Świątobliwości, w którym widzą następcę Piotra i Wikariusza
Jezusa". Ale znów nie doczekali się nie tylko zaproszenia, ale nawet
jakiejkolwiek odpowiedzi... Postanowili więc całą sprawę upublicznić.
Grzech zniesiony?
Papieskie milczenie tylko potęguje i tak niemałe przecież zamieszanie.
Na naszych oczach Kościół rozpada się bowiem na dwie części - na tę,
która widzi w Amoris Laetitia "nowe tchnienie Ducha Świętego", aprobuje
jej "ożywczą naukę" i zachwyca się "przepięknym językiem", jakim została
napisana, oraz na tę, która dostrzega możliwości nadinterpretacji i próbuje
tonować nastroje progresistów. Nietrudno zauważyć, że ta pierwsza,
"otwarta" część Kościoła wspierana jest przez wielkie media a także możnych
tego świata, przez co można mieć wrażenie, że jest znacznie silniejsza
i liczniejsza.
I rzeczywiście, do tej części Kościoła zaliczyć należy rosnącą liczbę duchownych
- po biskupach Niemiec, Argentyny i Malty swoje "interpretacje" dokumentu
ogłosili także duchowni z Belgii i Sycylii. Według ich rozumowania,
jeśli rozwodnicy żyjący w nowych związkach dostrzegają że są w grzechu
i podejmą jakiś rodzaj pokuty, po kilku miesiącach można ich uznać za nieżyjących w grzechu ciężkim, mimo iż niczego nie zmienili w swoim życiu.
A to oznacza, że mogą przystępować do Komunii Świętej.
Pogląd ten podziela również wielu prominentnych hierarchów z Watykanu -
poczynając od arcybiskupa Forte'a z sekretariatu synodów biskupich, przez
kardynałów Nicholsa, Schönborna, Napiera, Wuerla, Quevedo, Kaspera,
Hummesa i Marxa, aż po prefektów Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia
oraz Papieskiej Rady do spraw Tekstów Prawnych, kardynałów Farrella
i Coccopalmeriego.
Po drugiej stronie jest grupa najodważniejszych kardynałów, autorów dubiów
i kilkunastu biskupów (w tym czterech Polaków), którzy poparli ich
wątpliwości. Do tej grupy zaliczyć trzeba także ordynariuszy z Afryki (nie
trwają tam żadne spekulacje dotyczące nowych interpretacji nauczania Kościoła),
a także - co ciekawe - biskupów Kanady, którzy oświadczyli niedawno,
że nie zamierzają udzielać Komunii osobom żyjącym w grzechu ciężkim.
Podobnie do postawy Kanadyjczyków interpretowana jest postawa polskiego
episkopatu, który, choć wciąż pracuje nad własnymi "wytycznymi" i podkreśla,
że zamierza zmienić "postawę duszpasterską" i zacząć "pilnie towarzyszyć
rozwodnikom żyjącym w nowych związkach", to jednak cały czas
zaznacza, że tradycyjne nauczanie na temat nierozerwalności małżeństwa,
zawarte także w Familiaris Consortio Jana Pawła II, nadal obowiązuje.
Warto też wspomnieć o postawie księży z różnych stron świata, stowarzyszonych
w Organizacji Kapłanów Katolickich, którzy w lutym napisali list do
papieża z prośbą o "autorytatywną interpretację dokumentu".
Po stronie przeciwników zmian aktywni w debacie dotyczącej Amoris Laetitia
są również świeccy uczeni - między innymi Michael Hesemann, Christian
Speaman czy Roberto de Mattei.
Chaos kontrolowany?
Co może oznaczać milczenie papieża w tak ważnej sprawie? Wątpliwe, by
stanowiło ono wyłącznie wyraz osobistego urazu do duchownych, sprzeciwiających
się jego agendzie. Wydaje się więc, że milczenie jest po prostu celowe. Że papież chce, by każdy interpretował Amoris Laetitia po swojemu
i by to poszczególni biskupi, a już z pewnością poszczególne episkopaty
krajowe, same decydowały, w jaki sposób zastosują nauczanie wynikające
z adhortacji wśród podległych sobie wiernych.
Od początku pontyfikatu papieża Franciszka wiele mówi się bowiem o konieczności
"decentralizacji" władzy w Kościele. W połowie czerwca debatowała
nawet na ten temat "rada kardynałów", nieformalny organ doradczy
powołany przez Ojca Świętego zaraz po wyborze na Stolicę Piotrową. Tak
może więc wyglądać aplikowanie idei decentralizacji, a więc oddawanie
przez papieża władzy na rzecz lokalnych struktur Kościoła. Cztery lata temu
mało komu przychodziło do głowy, że projekt "decentralizacji" może objąć
również naukę Kościoła, wygląda jednak na to, że to się na naszych oczach
rzeczywiście dzieje.
Ale papież, oczywiście, ma wśród licznych interpretatorów Amoris laetitia
swych faworytów. Z pewnością należą do nich jego rodacy, a więc biskupi
Argentyny, którzy dokonali bardzo progresywnej recepcji papieskiego dokumentu.
Papież wysłał do nich list, w którym pochwalił ich wytyczne. Nie
można więc stwierdzić, że po "decentralizacji" nauczania o nierozerwalności
małżeństwa, papież z sympatią patrzy na wszystkie możliwe interpretacje.
Decyzja o cichej decentralizacji musiała zapaść dlatego, że głośnej decentralizacji
z jakichś przyczyn jeszcze ogłosić się nie dało. Ale może dlatego, że
sprzeciw wobec zgubnych interpretacji Amoris laetitia okazał się tak duży, że
szersza decentralizacja mogłaby przynieść efekty niepożądane przez Watykan.
Jakiekolwiek motywacje stały za taką polityką, doprowadza ona Kościół
na skraj chaosu, który, jak się zdaje, dostrzegł również sam Ojciec Święty.
Media "katolików otwartych" z lubością cytowały słowa papieża o osobach,
które "ciągle nie potrafią zrozumieć przeniesienia punktu ciężkości z legalizmu
na miłosierdzie. Dla nich jest albo białe albo czarne, a przecież tylko
przemierzając drogę wspólnie, można dokonać rozeznania". Papież mówił
również, że "można łatwo zobaczyć, że konkretne rygorystyczne postawy
rodzą się z jakiegoś braku, z tego, że ktoś chce ukryć własne niezadowolenie
za pewnego rodzaju zbroją". Innym znów razem stwierdził: "Nie możemy
być przerażeni, kiedy słyszymy opinie ideologów doktryny. Kościół ma swoje własne Magisterium, Magisterium Papieża, Biskupów, Rad i musimy
podążać drogą, która bierze się z nauczania Jezusa". Wszystkie te wypowiedzi
interpretowane były jako skierowane przeciwko autorom dubiów. Interpretowane
- bo papież nigdy nie powiedział, kogo ma na myśli i o jakich
konkretnych sytuacjach mówi.
Kto następny?
Jakie są pierwsze efekty trwającego już ponad rok zamieszania oraz milczenia
oferowanego jako odpowiedź na wątpliwości? Otóż doszło do tego,
przed czym przestrzegaliśmy na łamach PCh24 tuż po sesjach synodu
ds. rodziny - dzisiaj to, co według oficjalnej wykładni jest grzechem ciężkim
w Polsce, nie jest nim w Niemczech. Nowy związek osób rozwiedzionych nie
jest (w myśl biskupich dokumentów) grzechem także w Belgii, na Sycylii,
w Buenos Aires czy na Malcie.
Wiemy też, że biskupi z wielu krajów wciąż zastanawiają się, w jaki sposób
zastosować wskazówki zawarte w Amoris laetitia w zgodzie z odwiecznym
nauczaniem Kościoła. Plaga rozwodów jest bowiem problemem ogólnoświatowym,
dotknęła również i Polskę. Słyszymy więc zapewnienia naszych
hierarchów, pragnących przecież pokazać Watykanowi, że pozostają wierni
Ojcu Świętemu, o trwających pracach nad nowymi wytycznymi, o konieczności
"towarzyszenia", wzbudzenia "nowej troski duszpasterskiej" i ofercie
głębszego niż dotąd "rozeznawania indywidualnych sytuacji". A przede
wszystkim o ochotniejszym włączeniu w codzienne życie Kościoła rozwodników.
Polscy biskupi wciąż jednak podkreślają aktualność nauki Jana Pawła
II, a nad dokumentem o wytycznych duszpasterskich pracuje arcybiskup
Hoser, który na synodzie walczył w obronie nauczania Chrystusa. Wiemy też,
że biskupi rodem z Polski stanowią w tej sprawie sól w oku progresistów,
o czym świadczy chociażby list biskupów z Kazachstanu (podpisany między
innymi przez arcybiskupów Jana Pawła Lengę i Tomasza Petę), wypowiedzi
arcybiskupa Mokrzyckiego (przewodniczącego Konferencji Episkopatu
Ukrainy), czy metropolity krakowskiego arcybiskupa Jędraszewskiego,
z których wynika, że polscy duchowni pozostają przeciwnikami zmian.
A warto wiedzieć, że przeciwników zmian nie traktuje się dziś w Kościele
w sposób szczególnie miłosierny. Przekonał się o tym kolumbijski kapłan, suspendowany na jakiś czas za sprzeciw wobec ordynariusza promującego
Komunię dla rozwodników, kapłani z Malty głośno upominani przez tamtejszych
biskupów (łącznie z groźbą wyrzucania z seminarium kleryków kwestionujących
jasność zapisów adhortacji papieża) czy nawet sam kardynał
Raymond Leo Burke. Współautor dubiów został niedawno nazwany przez
innego kardynała - Oscara Maradiagę z Hondurasu - "biednym, nieszczęśliwym
i rozczarowanym człowiekiem, pragnącym wielkiej władzy". To ma
- według członka powołanej przez Franciszka Rady Kardynałów - tłumaczyć,
dlaczego amerykański kardynał podnosi sprzeciw związany z niedopuszczalnymi
interpretacjami Amoris laetitia...
W tym samym czasie w siłę rosną biskupi, którzy chcą jak najszybciej wprowadzać
zmiany w "praktyce duszpasterskiej". Dość powiedzieć że jeden
z argentyńskich hierarchów kilka tygodni temu zorganizował specjalną
Mszę dla rozwodników żyjących w nowych związkach i publicznie udzielał
im Komunii Świętej. Ale tacy kapłani jak biskup Ángel José Macín nie borykają
się z problemem milczenia papieża. Wręcz przeciwnie - duchowny
ów stwierdził, że organizując Mszę kierował się instrukcjami przesłanymi
argentyńskim biskupom przez Franciszka, po tym, jak tamtejsi hierarchowie
zapytali go, czy dobrze rozumieją zapisy jego adhortacji...
G R Z E G O R Z K U C H A R C Z Y K
- paragraf 303.
CZYLI JESZCZE WIĘKSZY RABAN (ZAMĘT)
Gorliwym pracownikom „ekumenicznego przemysłu”, czy to w rzymskiej
kurii, czy na poziomie Kościołów lokalnych, nie chodzi o promowanie
czystości wiary, ale raczej o doprowadzenie do tego, aby
katolicyzm stał się jak protestantyzm, a protestantyzm stał się agnostycyzmem.
Adhortacja Amoris laetitia nie przestaje wzbudzać zamętu w Kościele. Trudno
bowiem inaczej nazwać sytuację, gdy po opublikowaniu tego dokumentu
przez papieża Franciszka doszło do spektakularnego rozdwojenia wśród
tych, którzy jako pasterze Kościoła (biskupi) mają stać na straży nienaruszalności
depozytu Wiary. Po opublikowaniu tzw. wytycznych duszpasterskich
do "AL" przez episkopat Niemiec okazuje się bowiem, że Odra i Nysa
Łużycka nie tylko jest "granicą pokoju", ale wyznacza zasięg obowiązywania
szóstego przykazania Bożego. Na wschód od Odry obowiązuje. Na zachód
od tej rzeki też, ale z zastrzeżeniem "osądu sumienia".
Podobne podziały istnieją we wnętrzu wielu krajowych konferencji episkopatów.
Są też tacy jak nieoceniony w swojej biegłości w dialektycznym
myśleniu kardynał Walter Kasper - jeden z duchowych ojców adhortacji
i wcześniejszego synodu na temat rodziny. Twierdzą oni, że "w Amoris laetitia
papież Franciszek nic nie zmienił w katolickiej doktrynie, a jednak
zmienił wszystko" (por. wywiad kardynała Kaspera dla liberalnego "Die
Zeit" z 28 kwietnia 2016).
Słusznie można argumentować, że adhortacja papieża Franciszka jedynie
ujawniła faktyczne odstępstwo od wiary panujące wśród wielu biskupów,
którzy "pełzający arianizm" (Martin Mosebach) łączą z promocją libertynizmu
obyczajowego. Dość wspomnieć co rusz pojawiające się głosy wzywające
do "pochylenia się duszpasterskiego" nad rozmaitymi dewiantami,
niemającymi najmniejszego zamiaru porzucić swojego dotychczasowego
trybu życia.
Jednym z ostatnich przykładów ujawniających tego typu rozdwojenie (rozłam,
mówmy szczerze) panujące wewnątrz Kościoła, są opublikowane
w drugiej połowie sierpnia 2017 roku opinie odnośnie "AL" dwóch prominentnych
przedstawicieli Zakonu Kaznodziejskiego. Dwie zupełnie przeciwstawne
opinie o jednym i tym samym dokumencie wyrazili o. Aiden
Nichols OP oraz o. Timothy Radcliffe OP. Pierwszy z wymienionych to wieloletni
wykładowca dogmatyki na rzymskim Angelicum oraz na uniwersytetach
w Cambridge i Oksfordzie. Drugi z wymienionych dominikanów był
w latach 1992-2001 generalnym magistrem zakonu i w tym charakterze
był odpowiedzialny za nadzór nad formacją synów św. Dominika. Obecnie
o. Radcliffe jest z nominacji papieża Franciszka konsultorem (czyt. doradcą)
w Papieskiej Radzie ds. Sprawiedliwości i Pokoju i jak należy się spodziewać
należy do zdecydowanych zwolenników ogłoszonego przez zwolenników
"nieodwracalnej zmiany kursu Kościoła" tzw. nowego paradygmatu (kardynał
Kasper et consortes).
Pod koniec sierpnia na oficjalnej stronie internetowej zakonu kaznodziejskiego
znalazł się zapis wykładu wygłoszonego przez o. Radcliffe'a trzy
miesiące wcześniej w australijskim Brisbane. W tak charakterystycznej dla
zwolenników "nieodwracalnej zmiany kursu" (a czytali o tym, że "u Boga
nie ma nic niemożliwego"?) poetyce walki z "rygorystami", watykański
konsultor poddał krytyce utrzymujący się w Kościele „absolutyzm” oraz
"tyranię tradycji kosztem kreatywności" w odniesieniu do małżeństwa oraz
dopuszczenia rozwodników do Komunii świętej. Odmawianie tym ostatnim
przez "absolutystów tradycji" prawa do przyjmowania Ciała Pańskiego
o. Radcliffe porównał do tych, którzy w trzecim wieku po Chrystusie odmawiali
"na zawsze" prawa do komunii tym, którzy załamali się w okresie
rzymskich prześladowań i pod groźbą śmierci dokonali aktu apostazji (np. zapalili kadzidło przed posągiem jakiegoś pogańskiego bożka). U progu
dwudziestego pierwszego wieku pilnie potrzeba Kościołowi - przekonywał
o. Radcliffe - postawy miłosiernych papieży, którzy w trzecim wieku
potrafili przełamać opór ówczesnych "rygorystów" i umożliwili tym, którzy
w chwili próby załamali się, dostęp do "lekarstwa Eucharystii". Teraz
podobnego "lekarstwa" potrzebują osoby rozwiedzione żyjące w drugich,
niesakramentalnych związkach.
Pomińmy tu nieadekwatność zestawiania osób, którzy w obliczu nieludzkich
tortur i śmierci zaparli się Pana, z osobami, które wybrały życie z pominięciem
szóstego przykazania bez groźby miecza, a w wielu wypadkach
raczej jako wyraz należnego im "prawa do szczęścia i ułożenia sobie życia".
Pomijając tak charakterystyczne dla zwolenników "nowego paradygmatu
Kościoła" zrównywanie ich ideowych adwersarzy z pozbawionymi miłosierdzia
"rygorystami", czy jak w tym przypadku - heretykami, nową wersją donatystów
z III wieku, zastanówmy się na chwilę nad pojęciem Eucharystii
jako lekarstwa. Z pewnością taka właściwość należy do istoty Sakramentu
Ołtarza. Tyle, że pytanie zasadnicze brzmi: jak podawać lekarstwo tym, którzy
nie chcą się leczyć? Co w tej sytuacji ma leczyć Eucharystia? Ma być "tabletką
na dobre samopoczucie"? Masz chandrę z powodu porzucenia przez
siebie współmałżonka i wejścia w kolejny związek? Idź do Komunii. Należy
ci się. Przecież tak podpowiada ci twoje sumienie. A reszta od "rygorystów"
i "absolutystów tradycji" jest. Pomińmy tu nieadekwatność zestawiania osób, którzy w obliczu nieludzkich
tortur i śmierci zaparli się Pana, z osobami, które wybrały życie z pominięciem
szóstego przykazania bez groźby miecza, a w wielu wypadkach
raczej jako wyraz należnego im "prawa do szczęścia i ułożenia sobie życia".
Pomijając tak charakterystyczne dla zwolenników "nowego paradygmatu
Kościoła" zrównywanie ich ideowych adwersarzy z pozbawionymi miłosierdzia
"rygorystami", czy jak w tym przypadku – heretykami, nową wersją donatystów
z III wieku, zastanówmy się na chwilę nad pojęciem Eucharystii
jako lekarstwa. Z pewnością taka właściwość należy do istoty Sakramentu
Ołtarza. Tyle, że pytanie zasadnicze brzmi: jak podawać lekarstwo tym, którzy
nie chcą się leczyć? Co w tej sytuacji ma leczyć Eucharystia? Ma być "tabletką
na dobre samopoczucie"? Masz chandrę z powodu porzucenia przez
siebie współmałżonka i wejścia w kolejny związek? Idź do Komunii. Należy
ci się. Przecież tak podpowiada ci twoje sumienie. A reszta od "rygorystów"
i "absolutystów tradycji" jest.
Niejako w reakcji na australijski wykład wpływowego w Watykanie o.
Radcliffe'a, na łamach brytyjskiego "Catholic Herald" ukazał się 19 sierpnia
2017 roku artykuł jego zakonnego współbrata o. prof. Aidana Nicholsa.
Z jednej strony lektura tego tekstu jest krzepiąca, bo pokazuje, że są
w zakonie kaznodziejskim ojcowie profesorowie wierzący na serio. Z drugiej
strony artykuł dokumentuje, jak głośny jest raban (czytaj: rozłam doktrynalny)
w jednej rodzinie zakonnej.
Ojciec A. Nichols jest jednym z czterdziestu pięciu sygnatariuszy listu podpisanego
przez wybitnych teologów (zarówno świeckich jak i duchownych),
a wysłanego do kolegium kardynalskiego z prośbą o wezwanie papieża do
wyjaśnienia i sporządzenia stosownej korekty tych fragmentów "AL", które odbiegają od oficjalnej nauki Kościoła. W swoim sierpniowym artykule o.
prof. Nichols powraca do tej tematyki, wskazując, że ogłoszenie feralnej
adhortacji oznacza "nadzwyczaj poważną" sytuację w Kościele. Najbardziej
niepokojący paragraf 303 tego dokumentu, w którym mowa jest o kluczowej
roli sumienia w rozstrzyganiu, co w "konkretnej różnorodności ograniczeń"
jest "wielkoduszną odpowiedzią, którą można udzielić Panu", a co
jest "oddaniem się Mu nawet w sytuacji, gdy odpowiedź ta nie w pełni odpowiada
obiektywnemu ideałowi", jest według uczonego dominikanina
niczym innym jak afirmacją sytuacji, gdy "czyny potępione przez prawo
Chrystusowe, mogą być postrzegane niekiedy jako moralnie słuszne albo
nawet pożądane przez Boga samego". W ten sposób, wskazuje o. prof.
Nichols, "nie zostanie oszczędzony żaden obszar chrześcijańskiej moralności".
Przyjmowanie przez niektóre episkopaty wytycznych duszpasterskich
dopuszczających w oparciu o "AL". rozwodników żyjących w nowych
"związkach" do Komunii świętej, nazwał brytyjski dominikanin akceptacją
grzechu: "powiedzmy to sobie otwarcie: ta sytuacja życiowa jest tolerowanym
konkubinatem".
Były wykładowca dogmatyki na Angelicum na tym jednak nie kończy swoich
wywodów. Postuluje, by w sytuacji niezgodnych z nauczaniem Kościoła wypowiedzi
papieża odnośnie małżeństwa i moralności, "wypracować w prawie
kanonicznym procedurę odwoływania papieża, który naucza błędów".
W ocenie o. Nicholsa, mogłoby to uciszyć "ekumeniczne obawy" istniejące
wśród prawosławnych czy anglikanów odnośnie możliwości arbitralnego
zmienienia treści wiary przez jakiegokolwiek papieża. Oznaczać by to mogło
- kontynuował swoje wywody autor tekstu - że "obecny kryzys rzymskiego
Urzędu Nauczycielskiego po to wydarzył się, aby skierować uwagę na granice
prymatu [papieskiego] w tym aspekcie".
Skądinąd wiadomo, że już od dawna gorliwym pracownikom "ekumenicznego
przemysłu" - czy to w rzymskiej kurii, czy na poziomie Kościołów lokalnych
- nie chodzi o promowanie czystości wiary, ale raczej o doprowadzenie
do sytuacji, którą niegdyś jakże trafnie określił brytyjski pisarz Anthony
Burgess: aby katolicyzm stał się jak protestantyzm, a protestantyzm stał się
agnostycyzmem. W naszych czasach prawdziwym gestem ekumenicznego
dialogu jest wspólne zdjęcie krzyża, by nie drażnić "wrażliwości religijnej" muzułmanów w miejscu uświęconym bezkompromisowym nauczaniem
i czynem Chrystusa (wypędzenie kupczących ze świątyni jerozolimskiej).
Sprawozdanie z aktualnego stanu amplitudy rabanu (zamętu) w Kościele
nie byłoby pełne, gdyby pominąć sprawę prof. Josefa Seiferta - jednego
z najwybitniejszych w naszych czasach katolickich filozofów. Ten uczeń
i współpracownik Dietricha von Hildebranda (wedle słów Piusa XII , "doktora
Kościoła dwudziestego wieku") jako współzałożyciel i wykładowca był jedną
z twarzy Międzynarodowej Akademii Filozofii, która miała początkowo siedzibę
w księstwie Liechtenstein, a ostatnio przeniosła się do hiszpańskiej
Grenady. Tam prof. Seifert dzierżył katedrę realistycznej fenomenologii
von Hildebranda. Był również wykładowcą w I nstytucie Filozoficznym Edyty
Stein, działającym w tym samym hiszpańskim mieście. Przez św. Jana Pawła
II został mianowany ordinariusem (członkiem - zwyczajnym, czyli dożywotnim)
Papieskiej Akademii Życia. Wszystkich tych godności i zaszczytów
prof. Seifert został pozbawiony przez protagonistów - walczącego z "rygoryzmem"
protagonistów (miłosiernych, a jakże) - "nieodwracalnej zmiany
kursu Kościoła". Powód? Krytyka feralnej adhortacji.
Pierwszy raz prof. Seifert zabrał głos w czerwcu 2016 roku, a więc krótko po
publikacji "AL". Tytuł artykułu mówił właściwie wszystko: "Łzy Jezusa nad
Amoris laetitia". Konkluzja tekstu brzmiała: "Jakże bez płaczu może czytać
Jezus i Jego Najświętsza Matka te słowa papieża i porównywać je z własnym
nauczaniem i nauczaniem swego Kościoła? Płaczmy więc razem z Jezusem,
zachowując głęboki szacunek i uczucie dla papieża i z głębokim smutkiem,
który związany jest z obowiązkiem krytykowania jego błędów".
Te słowa kosztowały prof. Seiferta katedrę w Instytucie Filozofii Edyty Stein
i miejsce w Papieskiej Akademii Życia, z której - wraz z całym dotychczasowym
składem - został w 2016 roku usunięty przez papieża Franciszka w ramach
dokonanej z całą czułością czystki.
Na początku sierpnia 2017 roku na łamach naukowego filozoficznego periodyku
"Aemaet" (tom 6, nr 2) ukazał się kolejny tekst prof. Seiferta, poświęcony
destrukcyjnym dla Kościoła skutkom papieskiej adhortacji. Nazwał
ją tam "atomową bombą podłożoną pod teologię moralną, która grozi zniszczeniem całego moralnego gmachu wspierającego się na Dziesięciu
Przykazaniach i katolickiej nauce moralności".
Uczeń Dietricha von Hildebranda odniósł się w ten sposób do wspomnianego
paragrafu 303 adhortacji. Jak pisze prof. Seifert, treść tego fragmentu
papieskiego dokumentu "oprócz eufemistycznego określania obiektywnego
stanu grzechu nie w pełni obiektywnym ideałem" mówi o tym, że "z pewną
moralną pewnością możemy wiedzieć, że sam Bóg prosi nas, byśmy dalej
popełniali wewnętrznie złe czyny, takie jak cudzołóstwo lub czynny homoseksualizm".
Katolicki uczony zadaje następnie, „w oparciu o czystą logikę”
najważniejsze dla jego rozważań pytanie: "Jeśli jest prawdą, że Bóg może
chcieć, aby cudzołożna para nadal żyła w cudzołóstwie, to czy przykazanie
Nie cudzołóż! nie powinno być przeformułowane: Jeśli w twojej sytuacji cudzołóstwo
nie jest mniejszym złem, nie popełniaj go! A jeśli jest mniejszym złem, żyj
tak dalej!?". I dalej pisze Josef Seifert: "Czyż na gruncie czystej logiki takie
czyny jak eutanazja, samobójstwo lub pomoc w nim, kłamstwa, kradzieże,
oszustwa, zapieranie się Chrystusa na wzór świętego Piotra lub morderstwo
- w pewnych okolicznościach i po należytym "rozpoznaniu" okażą się
dobre i chwalebne zważywszy na kompleksowość konkretnej sytuacji (lub
też z powodu braku wiedzy etycznej albo siły woli)?".
Profesor Seifert zakończył swój tekst podkreśleniem swojego szacunku i oddania
dla - tu cytował św. Katarzynę Sieneńską - papieża jako "słodkiego
Chrystusa na ziemi". Jednocześnie kierując się tym synowskim oddaniem
(rodzicom, także duchowym, należy się od dzieci przede wszystkim prawda),
wezwał papieża Franciszka do wycofania i potępienia błędów tkwiących
w obecnym tekście "AL".
Póki co nie doczekał się tego. Bardzo szybko i w sposób charakterystyczny
dla zwolenników "rewolucji czułości i miłosierdzia" zareagował natomiast
arcybiskup Grenady, Javier Martinez Fernandez, który już 31 sierpnia 2017
roku ogłosił swoją decyzję o wysłaniu na emeryturę prof. Seiferta jako wykładowcy
(i faktycznego założyciela!) Międzynarodowej Akademii Filozoficznej.
W swoim specjalnym oświadczeniu hierarcha stwierdził, że "diecezja
Grenady głęboko żałuje" wspomnianego tekstu opublikowanego przez
uczonego na łamach "Aemaet", ponieważ "niszczy on komunię Kościoła, wprowadza zamieszanie w wiarę ludzi wierzących i sieje nieufność wobec
Następcy św. Piotra, co w ostateczności nie służy prawdzie wiary, ale raczej
interesom tego świata". (Sic!)
Należy dodać dla porządku, że abp Fernandez w odniesieniu do aplikacji
"AL" w swojej diecezji początkowo stał na gruncie wspólnym wszystkim biskupom
wierzącym (tj. szóste przykazanie ciągle obowiązuje). Potem jednak
przychylił się do stanowiska biskupów argentyńskich, dozwalających na
udzielanie Komunii świętej rozwodnikom żyjącym w nowych związkach.
Jak zawsze w tego typu przypadkach należy przypominać profetyczne
wezwanie
św. Jana Pawła II : "Wymagajcie od siebie nawet wtedy, gdy inni wymagać
od was nie będą".
O. A U G U S T Y N P E L A N O W S K I O S P P E
- AKCEPTACJA CUDZOŁÓSTWA?
JAN CHRZCICIEL UMARŁ ZA DARMO?
Już dla Żydów konsekwencje cudzołóstwa były katastrofalne, ponieważ
cudzołóstwo, morderstwo i bałwochwalstwo były hilul haSzem, czyli
zbezczeszczeniem Imienia Bożego. Przez cudzołóstwo człowiek wchodzi
w zakres działania złego ducha, ponieważ jest to drwina z Prawa
Bożego - powiedział w rozmowie z PCh24.pl o. Augustyn Pelanowski,
paulin.
Co Pismo Święte mówi o rozwodach?
Nowy Testament jest bardzo jasny, zdecydowany i bez żadnych możliwości
interpretacji, nawet takich, do jakich dochodzi w Amoris Laetitia. W Ewangelii
św. Mateusza Jezus mówi: "kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia
cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo"
(Mt 19,9). Tutaj nie ma już nic do wymanipulowania, z tego sformułowania
nie da się już niczego wyciągnąć. Ostatni redaktor świętego Mateusza dodał
w glosie jeszcze słowa: "chyba w wypadku nierządu". Ale to oznacza,
że jeśli ktoś żyje "na kocią łapę" mówiąc kolokwialnie, czyli bez związku sakramentalnego,
myśląc w kategoriach Kościoła, to oczywiście, że może się
rozejść. Ale jeśli to jest prawnie zawarty związek małżeński, czyli sakrament,
to "nie ma przeproś". Tu nic się z tym nie da zrobić.
I nawet jeśli generał jezuitów, ojciec Arturo Sosa Abascal, będzie mówił, że
wtedy nie było dyktafonów, to ośmielam się mu przypomnieć, że w tamtych
czasach zapisywanie tego typu tekstów, między innymi tekstu proroctw, było ściśle kontrolowane przez soferów i nie można było niczego dodać czy
ująć. Zresztą Apokalipsa mówi nam, że jeśli ktoś dołożyłby słowo do tych
proroctw, to Bóg dołoży mu plag (Ap 22, 18-19). Dlatego biorąc pod uwagę
bojaźń starożytnych, żeby zmienić coś w tych tekstach, to okazuje się, że jest
to sytuacja niemożliwa. Dlatego generał jezuitów jest w ogromnym błędzie.
Sam oczywiście może nagrywać dyktafonem swoje wypowiedzi i sprawdzać,
czy powiedział dobrze czy nie, natomiast w Ewangelii św. Mateusza,
w 19 rozdziale, w 9 wierszu jest "kawa na ławę": drugi związek jest cudzołóstwem,
jeśli pierwszy był zawarty prawnie.
A jakie są konsekwencje cudzołóstwa? Często zapomina się o tym, że
nie bez powodu to bardzo poważny grzech.
Już dla Żydów konsekwencje cudzołóstwa były katastrofalne, ponieważ
cudzołóstwo, morderstwo i bałwochwalstwo były hilul haSzem, czyli zbezczeszczeniem
Imienia Bożego. Natomiast od strony psychologicznej jest
to bardzo prosta rzecz: mamy depresję pierwszej żony, autoagresję dzieci,
obniżenie poczucia własnej wartości - a to są pierwsze z rzędu konsekwencje
psychologiczne. Mogą do tego dołączyć inne rzeczy: przez cudzołóstwo
człowiek wchodzi w zakres działania złego ducha, ponieważ jest to drwina
z Prawa Bożego. Wystarczy sięgnąć do Księgi Rodzaju, gdzie czytamy
o ustanowieniu małżeństwa. Człowiek wchodzi na teren działania szatana
i siły ciemności oddziałują na porzuconą rodzinę. Oskarżanie, zasmucanie,
rozpacz to ich codzienność. Tylko kapłan, który spowiada osoby porzucone,
widzi, jakie to są dramaty.
A cudzołożnik, czyli osoba żyjąca w kolejnym związku, rzadko kiedy ma właściwe
odniesienie do Pana Boga, ponieważ to jest prawie niemożliwe. On
jest człowiekiem opętanym; nie stricte verbis, ale jest to rodzaj zniewolenia
demonicznego. Dlatego cudzołóstwo jest strasznym grzechem.
Jak w tym kontekście patrzeć na adhortację Amoris Laetitia? Pojawiają
się w niej zapisy otwierające wiele niebezpiecznych furtek.
Niektóre zapisy
Amoris Laetitia są bardzo niebezpieczne. Nie ośmielę się jednak
mówić o schizmie czy herezji - to nie jest dla mnie właściwa nomenklatura,
poza tym nie jestem w tej dziedzinie fachowcem, zostawiam to innym.
Jest to natomiast sprzeciw wobec słów Jezusa, który jasno powiedział czym jest cudzołóstwo - rozmawialiśmy o tym wcześniej: nie ma drugich, trzecich
czy czwartych związków. A podważenie jednego przykazania, w tym wypadku:
"Nie cudzołóż", jest niczym uderzenie w punkt krytyczny kryształu. Sam
Jakub mówi w swoim liście, w 2 rozdziale, w wierszu 10 takie słowa: "choćby
ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi
winę za wszystkie. Ten bowiem, który powiedział:
Nie cudzołóż!, powiedział
także:
Nie zabijaj!". To może doprowadzić do efektu domina: podważenie
jednego przykazania sprawia, że wszystko jest możliwe; wtedy wszystko
jest do podważenia. Czyli wtedy już nie ma sensu żadna spowiedź, nie ma
sensu pojęcie grzechu, ponieważ każdy grzech może być usprawiedliwiony.
Dlatego albo wszystkie grzechy są grzechami, albo żaden z nich nie jest
grzechem, jeśli choćby jeden nie jest grzechem. To jest bardzo niebezpieczna
sytuacja. Prawda nie jest efektem dyskursu, jakby chciał Derrida.
A jakie konsekwencje niesie za sobą przyjmowanie Ciała i Krwi Pańskiej
mając na sumieniu nie odpuszczony grzech cudzołóstwa?
W 11. rozdziale Listu do Koryntian święty Paweł mówi, że jeśli ktoś przyjmuje
świętokradzko Komunię świętą, to niech się nie dziwi swoim chorobom
i dodaje: "wielu z was umarło z tego powodu!". Jeśli ktoś nie zważając na
Ciało i Krew Pańską, to mówi święty Paweł, przyjmuje Komunię świętą, to
popełnia grzech, który przynosi śmierć! Każdy, kto w grzechu ciężkim przyjmuje
świętokradzko Komunię uniemożliwia sobie zbawienie i doprowadza
do śmierci. Nikomu śmierci nie życzę ani chorych klimatów życia, ani chorób
tym bardziej, dlatego nie mogę milczeć w sprawie cudzołóstwa. Gdyby
można było wchodzić w drugie związki małżeńskie to Jan Chrzciciel umarł
na darmo, prawda?
Bóg zapłać za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Ochman
M A R C I N J E N D R Z E J C Z A K
- DIALOG?
BYLE NIE O AMORIS LAETITIA
Postępowo nastawieni katolicy lubią mówić o dialogu - wydaje się im
remedium na wszelkie bolączki. Dialogować można z wszystkimi, za
wyjątkiem jednej grupy. Której? Nietrudno dostrzec, że wobec katolików
trzymających się tradycyjnej nauki i dyscypliny stosuje się nieco
inne kryteria. Zwłaszcza, jeśli żywią oni wątpliwości odnośnie interpretacji
Amoris laetitia.
Ojciec Thomas Weinandy OFMCap. na przełomie października i listopada
2017 roku zrezygnował z funkcji doradcy komisji do spraw doktrynalnych
amerykańskiego episkopatu. Decyzję tę podjął po upublicznieniu swojego
krytycznego listu do papieża Franciszka. A także po rozmowie z sekretarzem
generalnym konferencji biskupów Stanów Zjednoczonych.
Ojciec Weinandy to osoba o znacznej renomie w Kościele: członek Międzynarodowej
Komisji Teologicznej, były szef komisji do spraw doktrynalnych
episkopatu Stanów Zjednoczonych, w 2013 roku nagrodzony medalem Pro
Ecclesia et Pontifice. Odznaczenie to nadał mu sam papież Franciszek.
Choć zakonnik wysłał swoje pismo latem, to na jego upublicznienie zdecydował
się dopiero na przełomie października i listopada. Tego samego dnia
poinformowano o jego ustąpieniu ze stanowiska doradcy amerykańskiego
Episkopatu. Co takiego napisał ów prominentny kapucyn? Dlaczego list wywołał
tyle kontrowersji? Oddajmy głos samemu duchownemu:
"(...) Wasza Świątobliwość, chroniczny zamęt zdaje się naznaczać Twój pontyfikat.
Światło wiary, nadziei i miłości nie jest nieobecne, ale nazbyt często
przyćmiewa je niejednoznaczność Twoich słów i działań" - stwierdził w liście. Wśród przyczyn tego zamętu autor wymienił nominacje biskupie dla ludzi
odległych od stanowiska obrony religijnej ortodoksji, niechęć do sprawowania
przywództwa w Kościele, umniejszanie znaczenia chrześcijańskiej
doktryny, a także niejasność głoszonych nauk. Ten ostatni zarzut wiąże się
przede wszystkim z adhortacją Amoris laetitia, a konkretnie z jej spornym, 8.
rozdziałem. Oddajmy ponownie głos kapucynowi:
"W Amoris laetitia Twoje wskazania zdają się być czasami celowo wieloznaczne,
w ten sposób dając możliwość zarówno tradycyjnej interpretacji katolickiej
nauki o małżeństwie i rozwodzie, jak również takiej, która mogłaby
wskazywać na zmianę w tej nauce" - napisał do papieża.
"Jak mądrze zechciałeś zauważyć, duszpasterze powinni towarzyszyć
i wspierać osoby żyjące w nieuregulowanych małżeństwach; jednak niejasnym
pozostaje, co to towarzyszenie właściwie ma oznaczać. Nauczanie
formułowane z - jak się wydaje - celowym brakiem jasności w sposób nieunikniony
niesie ryzyko grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, Duchowi
Prawdy" - dodał.
Dość śmiałe to słowa i zgadzać się z nimi niekoniecznie trzeba. Czy jednak
zasłużonemu dla Kościoła duchownemu nie należy się odpowiedź- jeśli nie
od papieża, to od kogoś z jego współpracowników? Tymczasem zakonnik
doczekał się jedynie potwierdzenia przekazania listu od arcybiskupa Angelo
Becciu, wicesekretarza stanu Stolicy Apostolskiej. A wszystko wskazuje na
to, że po upublicznieniu dokumentu amerykański episkopat skłonił go do
rezygnacji z pełnionej przy konferencji biskupów ważnej funkcji.
Amoris laetitia i czysta logika
Wspomniany kapucyn to nie jedyny konserwatysta, jaki w ostatnim czasie
nabawił się problemów w podobnych okolicznościach. We wrześniu znany
filozof i bioetyk, profesor Josef Seifert po krytyce adhortacji Amoris Laetitia
został zwolniony z Międzynarodowej Akademii Filozofii w Grenadzie. Decyzję
władz uczelni wywołała publikacja artykułu zatytułowanego: Does pure
logic threaten to destroy the entire moral Doctrine of the Catholic Church? ("Czy
czysta logika grozi zniszczeniem całego moralnego nauczania Kościoła?").
Filozof określił w niej papieską adhortację mianem teologicznej bomby zegarowej. Stwierdził, że swoimi refleksjami dzieli się "z poczucia obowiązku:
zobowiązania do służby papieżowi i Kościołowi".
Zdaniem profesora, tekst adhortacji Amoris laetitia "zdaje się jasno potwierdzać,
że wewnętrznie nieuporządkowane i obiektywnie ciężkie akty grzechu
(...) mogą zostać dozwolone, a nawet obiektywnie nakazane przez Boga".
Jeśli to rzeczywiście głosi Amoris laetitia, to jej krytycy skupiający się na konkretnych
kwestiach, związanych z dyscypliną sakramentalną "odnoszą się
tylko do wierzchołka góry lodowej, do słabego początku lawiny lub pierwszych
kilku budynków zniszczonych przez teologiczno-moralną bombę atomową,
mogącą zburzyć cały moralny gmach Dziesięciu Przykazań i katolickiego
nauczania moralnego".
Jak pisze Seifert "(...) Amoris laetitia głosi, że możemy mieć pewne moralne
przekonanie, iż to sam Bóg prosi nas byśmy kontynuowali popełnianie wewnętrznie
złych czynów, takich jak cudzołóstwo i czynny homoseksualizm".
Jak jednak zaznacza uczony, nie podejmuje się rozstrzygać, czy na pewno
takie odczytanie adhortacji jest słuszne. Jeśli jednak tak, to konsekwencje
okazują się zatrważające. Gdy bowiem stwierdzi się, że "prawdą, iż Bóg
może chcieć, by cudzołożne pary żyły w cudzołóstwie, to czyż przykazanie
Nie cudzołóż! nie powinno zostać przeformułowane na: Jeśli twoja sytuacja
cudzołóstwa nie jest mniejszym złem, nie cudzołóż, lecz jeśli stanowi mniejsze
zło, to pozostań w cudzołóstwie".
Sęk w tym, że relatywizując w ten sposób VI Przykazanie można zrelatywizować
także pozostałych dziewięć. W efekcie logiczną konsekwencją tezy
zawartej być może w Amoris laetitia okazuje się dopuszczenie i pochwała
w pewnych przypadkach kłamstw, złodziejstw, a nawet morderstw czy
zdrad Chrystusa. Cóż - sprawa warta jest wyjaśnienia przez Watykan. Zwolnienia
naukowców nic tu nie pomogą.
Synowskie upomnienie i zakończenie współpracy
Kolejną ofiarą ideologicznych czystek wymierzonych przeciwko krytykom
liberalnej interpretacji Amoris laetitia okazał się profesor Thomas Heinrich
Stark. Ten sygnatariusz "Synowskiego upomnienia" skierowanego do papieża Franciszka wykładał na Filozoficzno-Teologicznej Szkole Wyższej
Benedykta XVI w austriackim Heiligenkreuz. Na jego wystąpienie wobec
papieża zareagowały władze uczelni. W oświadczeniu z 15 października
zdystansowały się one wobec tego, że "(...) pracujący tymczasowo w naszej
szkole wyższej uczony podpisał upublicznioną krytykę papieża Franciszka,
która nazywa się eufemistycznie Correctio filialis de haeresibus propagatis".
Trzy dni później studenci otrzymali informację o zmianie wykładowcy na
ich zajęciach. Współpraca z dotychczasowym została bowiem zakończona.
Cóż, oskarżenia papieża o herezję niewątpliwie budzą wątpliwości. Dlaczego
jednak nie odeprzeć ich na gruncie debaty (szczególnie jeśli ktoś mieni
się progresistą)?
Losy dwóch kardynałów
Wątpliwości budzą także losy innego krytyka Amoris laetitia. Kardynał Raymond
Burke, bo o nim mowa, od 2008 prefekt Trybunału Sygnatury Apostolskiej
(najwyższego urzędu sądowniczego w kurii rzymskiej), został z niej
zwolniony w listopadzie 2014 roku. W zamian za to został patronem Suwerennego
Zakonu Maltańskiego, co w oczywisty sposób uznane zostało za
degradację. Wprawdzie jesienią 2017 roku duchowny wrócił do Sygnatury
Apostolskiej, jednak jedynie w charakterze doradcy.
Jak powszechnie w katolickim świecie wiadomo, kardynał Burke to jeden
z sygnatariuszy dubiów - listu do papieża Franciszka zawierającego pięć
wątpliwości w sprawie Amoris laetitia. Ba, uznawano go za nieformalnego
przywódcę grupy czterech podpisanych pod nimi hierarchów. Amerykański
purpurat mówił także o potrzebie formalnej korekty papieża, w przypadku,
gdyby ten nie odpowiedział na dubia zgodnie z dotychczasową nauką
Kościoła. Z drugiej jednak strony, sam duchowny, podobnie jak kardynał
Müller, deklaruje swą lojalność wobec papieża. Pewności odnośnie przyczyn
jego "degradacji" nie mamy.
Ponadto, zdaniem niektórych komentatorów, także kardynał Gerhard Müller
utracił godność prefekta Kongregacji Nauki Wiary właśnie z powodu swej
krytyki wobec Amoris laetitia. Krytyki? Wszak niemiecki purpurat nie wypowiadał
się przeciwko tej adhortacji! Wskazywał jednak, że jej interpretacja
powinna być zgodna z dotychczasowym nauczaniem Kościoła. To znaczy: nie ma mowy o udzielaniu Komunii świętej rozwiedzionym (współ)żyjącym
w nowych związkach. W Watykanie istniała więc nietypowa sytuacja: papież
popierający, jak się wydaje, liberalizację dyscypliny sakramentów i "numer
dwa" w Kościele, interpretujący jego wypowiedzi w zgoła inny sposób. Rozdźwięk
ten nie trwał jednak długo.
Niewykluczone, że jak zauważył Gerhard Müller w rozmowie z Edwardem
Pentinem z "National Catholic Register", "życzliwi" różnego autoramentu
informowali papieża o rzekomej wrogości kardynała Müllera względem niego.
Słowom tym wprawdzie papież nie dawał posłuchu, ale z drugiej strony
kropla drąży skałę. W każdym razie, jak twierdzi były już prefekt, o nieprzedłużeniu
swojej kadencji dowiedział się podczas rutynowej audiencji. Czy
rolę odegrał wiek? To akurat wątpliwe, gdyż nowy zwierzchnik Kongregacji
Nauki Wiary, kardynał Luis Ladaria Ferrer jest o cztery lata starszy.
Tak czy owak, warto przypomnieć, że niemiecki kardynał wyraził ubolewanie
z powodu obecnych kryteriów nominacji biskupich. Jego zdaniem, w znacznej
mierze są nimi poglądy w kwestii interpretacji przypisu 351 adhortacji
Amoris laetitia. Wyraził też ubolewanie karierowiczostwem i działalnością
szpiegów, donoszących Ojcu Świętemu na niewygodnych im hierarchów.
Progresiści stale głoszą potrzebę dialogu ze wszystkimi: od protestantów
i Żydów, przez muzułmanów, aż po ateistów. Dialog ten jawi się im jako
wartość sama w sobie. Nie zawsze jednak wiadomo, dokąd prowadzi. "Wiadomo"
tylko, że jego cele są szczytne. I że jest jakoby zawsze czymś dobrym.
Tymczasem we współczesnym dyskursie "dialog" nie oznacza normalnej
rozmowy, lecz stanowi słowo-wytrych służące "postępowi". Dlatego też istnieje
grupa, której owo "prawo do dialogu" nie obejmuje. To tradycjonaliści,
konserwatyści czy po prostu zwolennicy utrzymania dotychczasowego nauczania
i praktyk Kościoła. Czy uciszanie ich to naprawdę najlepsza droga do
reformowania Kościoła i do przekonywania nieprzekonanych? A może wcale
nie chodzi o przekonywanie, a na naszych oczach upada właśnie teza o dialogu,
jako niezbędnym czynniku nowoczesności? Bo to już nie ten etap?
LITANIA DO OBROŃCÓW ŚWIĘTOŚCI, JEDNOŚCI I NIEROZERWALNOŚCI MAŁŻEŃSTWA
O jedność i nierozerwalność małżeństwa
W dyskusję nad sposobem interpretacji adhortacji apostolskiej Amoris laetitia
włączyli się biskupi Ukrainy. Dostrzegli oni, że małżeństwo jest atakowane
nie tylko przez ateistyczny, postępowy świat, ale i niektóre środowiska
w samym Kościele. Podjęte przez nich kroki wyraźnie wskazują kierunek.
Rzymskokatolicki Episkopat Ukrainy postanowił bowiem wyrazić swoją
troską o rodzinę i o nierozerwalność małżeństwa na sposób iście pasterski.
Tak na Ukrainie rok 2019 został ustanowiony czasem szczególnej modlitwy
w intencji małżeństw. Hierarchowie zatwierdzili także "Litanię do Obrońców
Świętości, jedności i nierozerwalności małżeństwa", której powstanie
zostało umotywowane obecnym kryzysem i atakami na świętość i nierozerwalność
małżeństwa.
To nie pierwszy głos w obronie sakramentalnego małżeństwa płynący
z Ukrainy. Już w maju 2017 roku abp Mieczysław Mokrzycki, przewodniczący
Konferencji Episkopatu Ukrainy krytycznie ocenił liberalne interpretacje
Amoris laetitia i zapewnił, że w tej kwestii "jasne i doktrynalnie pewne jest
nauczanie św. Jana Pawła II z Familiaris consortio". Wyraźnie wtedy zaznaczył,
że doktryny katolickiej "nie wypracowuje się poprzez dialog".
MA
Litania do obrońców świętości, jedności i nierozerwalności małżeństwa
Panie, zmiłuj się nad nami.
Chryste, zmiłuj się nad nami.
Panie, zmiłuj się nad nami.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święty Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami.
Święty Józefie, módl się za nami.
Święta Rodzino z Nazaretu, módl się za nami.
Święci Archaniołowie Michale, Gabrielu i Rafale, módlcie się za nami.
Święci Abrahamie i Saro, módlcie się za nami.
Święci Izaaku i Rebeko, módlcie się za nami.
Święci Jakubie i Rachelo, módlcie się za nami.
Święci Zachariaszu i Elżbieto, módlcie się za nami.
Święci Joachimie i Anno, módlcie się za nami.
Święci Akwilo i Pryscyllo, módlcie się za nami.
Święci Androniku i Atanazjo, módlcie się za nami.
Święci Grzegorzu i Nonno, módlcie się za nami.
Błogosławieni Lukrecjuszu i Bonadonno, módlcie się za nami.
Święci Hubercie i Berto z Awinionu, módlcie się za nami.
Święty Izydorze i błogosławiona Mario, módlcie się za nami.
Święci Stefanie i Gizelo, módlcie się za nami.
Święci Henryku i Kunegundo, módlcie się za nami.
Święci Ludwiku i Zelio Martin, módlcie się za nami.
Błogosławieni Luigi i Maria Quatrochi, módlcie się za nami.
Wszyscy święci małżonkowie, módlcie się za nami.
Święty setniku Korneliuszu, módl się za nami.
Św. Paulinie z Noli, módl się za nami.
Święty Ludwiku Francuski, módl się za nami.
Święty Wawrzyńcu Ruiz, módl się za nami.
Wszyscy święci ojcowie rodzin, módlcie się za nami.
Święta Moniko, módl się za nami.
Święta Sylwio, módl się za nami.
Święty Matyldo, módl się za nami.
Święty Blanko Kastylijska, módl się za nami.
Święty Brigido ze Szwecji, módl się za nami.
Święta Elżbieto Portugalska, módl się za nami.
Święty Jadwigo, módl się za nami.
Święta Małgorzato Szkocka, módl się za nami.
Wszystkie święte matki, módlcie się za nami.
Święty Janie Chrzcicielu, módl się za nami.
Święty Stanisławie, módl się za nami.
Święty Tomaszu Morus, módl się za nami.
Święty Janie Fischer, módl się za nami.
Święci męczennicy kartezjańscy, módlcie się za nami.
Błogosławione męczennice z Nowogródka, módlcie się za nami.
Wszyscy święci męczennicy za świętość, jedność i nierozerwalność
małżeństwa, módlcie się za nami
Święta Matko Tereso z Kalkuty, módl się za nami.
Święta Joanno Beretto Molla, módl się za nami.
Święty Pawle VI, módl się za nami.
Święty Janie Pawle II, módl się za nami.
Święci obrońcy prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, módlcie
się za nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata,
zmiłuj się nad nami.
P. Jezu, źródło świętości każdej rodziny.
W. Spraw, aby nasze rodziny były podobne do Rodziny z Nazaretu.
Módlmy się: Wszechmogący wieczny Boże, Ty zechciałeś, aby Twój Syn
rósł w Świętej Rodzinie. Za wstawiennictwem świętych małżeństw, ojców
i matek, mężów i żon, a także za wstawiennictwem męczenników,
którzy przelali krew za jedność i nierozerwalność małżeństwa, obdarz
nasze rodziny swoją łaską, aby były zawsze widzialnym znakiem miłości
między Kościołem i Chrystusem. Który z Tobą żyje i króluje w jedności
Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen
Reprint z Oryginału ukończony w Wałbrzychu 22 stycznia A.D. 2019
Autor: MONITOR DOLNOŚLĄSKI - Wrocław 16.12.1981
- Pismo czasu stanu wojennego
dla województw: jeleniogórskiego, legnickiego, wałbrzyskiego i wrocławskiego
Data: 30.09.2018
Co towarzysz Wojciech Jaruzelski zrobił z towarzyszami PRL? - to towarzysze PRL robią to samo z prawicą III RP
|
Lista osób internowanych na polecenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego
Biuro Prasowe rządu poinformowało, że na mocy dekretu Rady Państwa z dnia 13.12.1981 r. o stanie wojennym po jego wprowadzeniu Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego poleciła internować następujące osoby, które w poprzednim okresie zajmowały kierownicze stanowiska:
Edward Babiuch - były premier
Edward Gierek - były I sekretarz KC PZPR
Zdzisław Grudzień - były członek Biura politycznego i I sekretarz KW PZPR w Katowicach
Piotr Jaroszewicz - były premier
Stanisław Juraszek - były wojewoda w Zamościu
Franciszek Kaim - były wicepremier
Wiesław Kiczan - były wiceminister górnictwa i energetyki
Ryszard Kokowski - były prezydent Koszalina
Antoni Krysiak - były wojewoda częstochowski
Edmund Leman - były wojewoda bydgoski
Włodzimierz Lejczak - były minister górnictwa i energetyki
Józef Łabudek - były wojewoda bielski
Jerzy Łukaszewicz - były sekretarz Komitetu Centralnego partii, członek biura politycznego
Józef Majchrzak - były I sekretarz KW PZPR w Bydgoszczy
Zbigniew Mrukowski - były wicewojewoda częstochowski
Zbigniew Nadratowski - były wojewoda wrocławski
Jan Piskorski - były prezydent Zamościa
Przemysław Piskorski - były wojewoda włocławski
Jerzy Przetarski - były wojewoda toruński
Tadeusz Pyka - były wicepremier
Jan Stępień - były wojewoda słupski
Jan Szotek - były wiceminister przemysłu maszynowego
Jan Szydlak - były wiceminister i były przewodniczący CRZZ
Władysław Śleboda - były prezydent miasta Poznania
Andrzej Śliwiński - -były wojewoda w Pile
Włodzimierz Tyrak - były wicewojewoda słupski
Mirosław Wierzbicki - były wojewoda częstochowski
Marek Wołyniak - były wiceprezydent Płocka
Tadeusz Wrzaszczyk - były wicepremier
Andrzej Zajdel - były wiceprezydent Płocka
Jarzy Zasada - były I sekretarz KW PZPR w Poznaniu
Zdzisław Żandarski - były sekretarz KC partii
W miarę doprowadzania do odpowiedniego stadium badań prowadzonych przez prokuratury, NIK i inne organa kontroli może okazać się konieczne zastosowanie internowania także wobec innych osób. Wiele z wymienionych wyżej osób ponosi osobistą, polityczną i służbową odpowiedzialność za wypaczenia, które legły u podstaw głębokiego przeżywanego przez Polskę kryzysu. Na niektórych z nich ciążą zarzuty wykorzystania stanowiska służbowego dla osiągnięcia korzyści materialnych lub innej prywaty. Przeciwko wielu osobom prowadzone jest postępowanie karne. Niektórym przedstawiono już zarzuty. Trzeba wyjaśnić, że internowanie nie zastępuje odpowiedzialności karnej. Jest to posunięcie związane ze stanem wojennym. Przepisy stanu wojennego przewidują odosobnienie na mocy postanowień wydanych przez organa porządkowe w trybie administracyjnym osób, wobec których zachodzi uzasadnione podejrzenie, iż pozostając na wolności zagrażają osiągnięciu celów, którym stan wojenny służy.
Decyzja o zawieszeniu działalności PAX, ChSS i PZK-S
Prezydent miasta stołecznego Warszawy podjął decyzję o zawieszeniu działalności PAX, a także Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego i Polskiego Związku Katolicko-Społecznego. Oznacza to obowiązek zaniechania wszelkiej działalności statutowej, to znaczy organizacyjnej, prasowej i wydawniczej. Działalność gospodarcza PAX-u prowadzona przez Zjednoczone Zespoły Gospodarcze przechodzi pod zarząd komisaryczny.
Jednostki organizacyjne gospodarki narodowej objęte militaryzacją na Dolnym Śląsku
W Ministerstwie Przemysłu Chemicznego i Lekkiego
Zakłady Gospodarki Produktami Naftowymi "CPN" w miejscowościach: Wrocław, Kawice, Wałbrzych,
Nadodrzańskie Zakłady Przemysłu Organicznego "Organika-Rokita" w Brzegu Dolnym,
Zakłady Tworzyw i Farb w Złotym Stoku
W Ministerstwie Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego
Centrum Naukowo-Produkcyjne Podzespołów i Urządzeń Elektronowych "Unitra-Dolam" Wrocław
Zakłady Aparatury Spawalniczej "Techma-Aspa" Wrocław
Zakłady Sprzętu Grzejnego "Predom-Wrozamet" Wrocław
Zakłady Zmechanizowanego Sprzętu Domowego "Predom-Termet" Świebodzice
Fabryka Przewodów Nawojowych Legnica
Fabryka Maszyn Rolniczych "Agromet-Dolzamet" Chojnów
Jelczańskie Zakłady Samochodowe "Jelcz" koło Oławy
Zakłady Radiowe "Diora" Dzierżoniów
Centrum Komputerowych Systemów Automatyki i Pomiarów "Mera-Elwro" Wrocław
Kombinat Typowych Elementów Hydrauliki Siłowej "PZL-Hydral" Wrocław
Dolnośląskie Zakłady Wytwórcze Aparatury Precyzyjnej "Fael" Ząbkowice Śląskie
Zakłady Wytwórcze Aparatury Precyzyjnej "Pafal" Świdnica
Zakłady Aparatury Elektrycznej "Refa" Świebodzice
W Ministerstwie Górnictwa i Energetyki
Kopalnie węgla kamiennego i brunatnego oraz jednostki organizacyjne zabezpieczające ciągłość pracy kopalń
Dolnośląskie Zakłady Wytwórcze Maszyn Elektrycznych w Piechowicach
|
Skład Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego
Przewodniczący - gen. armii Wojciech Jaruzelski
Członkowie: gen. broni Florian Siwicki
gen. broni Tadeusz Tuczapski
gen. broni Eugeniusz Molczyk
admirał Ludwik Janczyszyn
gen. dyw. Czesław Kiszczak
gen. dyw. Tadeusz Hupałowski
gen. dyw. Czesław Piotrowski
gen. dyw. Józef Baryła
gen. dyw. Włodzimierz Oliwa
gen. dyw. Henryk Rapacewicz
gen. dyw. Józef Użycki
gen. dyw. Tadeusz Krepski
gen. dyw. Longin Łozowicki
gen. bryg. Michał Janiszewski
gen. bryg. Jerzy Jarosz
płk Tadeusz Makarewicz
płk Kazimierz Garbacik
płk rez. Roman Leś
ppłk Jerzy Włosiński
ppłk Mirosław Hermaszewski
Służba sprawozdawcza "Monitora Dolnośląskiego" z dnia 17 grudnia 1981 r. przekazuje:
Wałbrzyskie -
Dyżurni prezydenta
Od 6 rano do późnych godzin wieczornych chodzą po ulicach Wałbrzycha ludzie z opaskami "Dyżurny prezydenta". Posiadają oni dosyć znaczne kompetencje m.in. mają prawo wydawania natychmiastowych decyzji w sprawach różnego rodzaju nieprawidłowości, zwłaszcza w dziedzinie handlu i usług. Do dyżurnych tych z prośbą o interwencje mogą zgłaszać się wszyscy ci, którzy zauważą różnego typu niedociągnięcia w tym zakresie.
Ograniczona sprzedaż niektórych artykułów spożywczych
W związku ze zwiększonym wykupem niereglamentowanych artykułów spożywczych prezydent miasta Wałbrzycha z dniem 15 bm. wprowadził pewne ograniczenia ich sprzedaży dla umożliwienia wszystkim potrzebującym dokonania niezbędnych zakupów. Aż do odwołania wprowadził następujące normy sprzedaży: chleb - 1 bochenek na kupującego lub 2 bochenki dla osób, które udokumentują co najmniej czteroosobową rodzinę; mleko - 1 litr na kupującego lub 2 litry dla osób jak przy chlebie; jajka - 5 sztuk dla kupującego; kasze - 1 kg dla kupującego do czasu przywrócenia reglamentacji, zaś ziemniaki nie więcej niż 5 kg. Przed dniami wolnymi od pracy kupujący może nabyć podwójną ilość tych artykułów. Przy okazji warto przypomnieć, że piwo może być sprzedawane w ilości 1 butelki lub 1 kufla na osobę.
Wczoraj, t.j. w środę Wałbrzych otrzymał m.in. 49,3 tys. litrów mleka, 9120 kg masła, 41,8 tys. bochenków chleba i 32,5 tys. bułek. Nie było w zasadzie kłopotów z nabyciem masła a wprowadzenie ograniczeń sprzedaży mleka i chleba umożliwiło zakupy dla większej liczby wałbrzyszan.
Biblioteki będą czynne
Zgodnie z zarządzeniem wojewody wałbrzyskiego wszystkie placówki kulturalne zawiesiły swoją działalność. Wyjątek stanowią biblioteki publiczne, których praca nie została ograniczona. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i podległe placówki pracują normalnie na dotychczasowych zasadach. Wszystkie biblioteki i filie biblioteczne dla dzieci czynne są w godzinach od 12 do 18 z wyjątkiem czwartków i dni ustawowo wolnych od pracy.
Jako "propagandzista radomskiego stanowiska" z dnia 3 grudnia 1981 r. przedstawiam powody, dla których radykalni komuniści przestraszyli się odwlekania "krajówki" i już po 4 dniach od daty opublikowania oświadczenia Marka Brunne'a - 13 grudnia wysłali czołgi przeciwko pałkom...
Zacytuję urywek tego samego wydania "prasy":
"Władze wojewódzkie trzeba wpuszczać w przeróżne tematy, rozdyskutować gminy, miasta, chłopów napuszczać na urzędników. Niech zajmują urzędy gminne, kiedy taka ich wola. Potrzebna nam jest siła - stwierdzili zebrani w Radomiu przywódcy związkowi. G. Palka uważa, że partia może odłożyć konfrontację, bo ma siłę. "Solidarność" tej siły nie ma. I dlatego trzeba tworzyć tzw. milicję robotniczą lub straż robotniczą. Byłyby to grupy ludzi z dziesiętnikami, setnikami, tysięcznikami w zakładach pracy, uzbrojeni w kaski i pałki. Pierwsze zwiastuny takich formacji już są w niektórych regionach...oddelegowani zostaną z zakładów pracy i wywiozą na taczkach rektora Hebdę. Z. Bujak zapowiedział, że najbliższe działanie milicji robotniczej zostanie skierowane na oswobodzenie Radiokomitetu.
Podobny pogląd prezentuje przewodniczący Regionu Radomskiego A. Sobieraj. Według jego planu grupy "Solidarności" powinny przejmować część działań administracji, odsuwać za wszelką cenę władze miejskie i wojewódzkie. Uświadamiać społeczeństwu, że nic nie potrafią zrobić".
Partia PZPR już przygotowywała stosowne zaplecze dla swoich działań, o których można napisać, że i obecnie to zaplecze działa, bo tak łudząco przypomina zaplecze Unii Europejskiej:
Nowa struktura wydziałów KW PZPR w Wałbrzychu
"Na ostatnim plenum Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Wałbrzychu zatwierdzono nową strukturę organizacyjną etatowego aparatu instancji wojewódzkiej. Komitet jako instytucja składa się obecnie z siedmiu wydziałów i jednego samodzielnego referatu. Na czele ich stoją kierownicy. Personalną obsadę tych stanowisk również zatwierdzono na plenum. Reorganizacja była podyktowana chęcią lepszego dostosowania struktury i zasad wynikających z posierpniowych zmian w sposobie działania partii.
Nowa struktura KW PZPR przedstawia się następująco: Wydział Polityczno-Organizacyjny, którym kieruje Piotr Wiernik, Kancelaria Komitetu Wojewódzkiego z kierownikiem Edwardem Fiszerem oraz wydziały Propagandy i Agitacji z kierownikiem Zdzisławem Wiśniewskim, Administracyjny z kierownikiem Zenonem Cyktorem, Społeczno-Ekonomiczny z kierownikiem Jerzym Byjem, Społeczno-Rolny z kierownikiem Marianem Michalskim, Ogólny z kierownikiem Eugeniuszem Januszem i Referat Społeczno-Zawodowy. Ten ostatni zajmuje się problemami pracy partyjnej w organizacjach młodzieżowych, społecznych, zawodowych, sportowych, turystycznych i innych.
Kierownikiem referatu jest Józef Dubiel.
Na tym samym posiedzeniu zapadła również decyzja o powiększeniu liczby komisji Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Postanowiono powołać komisję do spraw pracy partyjnej w górnictwie, komisję do spraw pracy partyjnej wśród kobiet i komisję do spraw pracy partyjnej wśród młodzieży".
17 grudnia 1981
Lista internowanych ekstremistycznych działaczy "Solidarności" oraz nielegalnych organizacji antypaństwowych
Dziennik telewizyjny ogłosił wczoraj pierwszą listę internowanych ekstremistycznych działaczy "Solidarności" oraz nielegalnych organizacji. Dokument głosi:
Na mocy dekretu Rady Państwa z dnia 13 grudnia 1981 r. o stanie wojennym internowano grupę ekstremalnych działaczy "Solidarności" oraz nielegalnych organizacji antypaństwowych.
Znajdują się wśród nich m.in. Edward Borowski - przewodniczący ZR "Solidarność" w Gorzowie Wlkp., Edward Bałuka - założyciel tzw. Polskiej Socjalistycznej Partii Pracy, członek "Solidarności", Ryszard Błaszczak - członek Prezydium Komisji Krajowej "Solidarności", Piotr Baumgart - członek Zarządu NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych, Jacek Bartyzel - działacz tzw. Ruchu Młodej Polski, Krzysztof Bzdyl - działacz tzw. Konfederacji Polski Niepodległej, Seweryn Blumsztajn - działacz byłego KSS "KOR", Ryszard Bugaj - ekspert Komisji Krajowej "Solidarności", Władysław Bartoszewski - współpracownik byłego KSS "KOR", Benedykt Czuma - działacz tzw. Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Jan Chmielewski - działacz tzw. Konfederacji Polski Niepodległej, Mirosław Chojecki - działacz byłego KSS "KOR", Tadeusz Chmielewski - przewodniczący ZR "Solidarność" w Elblągu, Leonard Duszenko - członek Prezydium ZR "Solidarność" Wielkopolska Południowa, działacz tzw. ROPCiO, Andrzej Gwiazda - członek Komisji Krajowej "Solidarności", Bronisław Geremek - ekspert Komisji Krajowej "Solidarności", Krzysztof Goławski - działacz tzw. Konfederacji Polski Niepodległej, Andrzej Goławski - działacz tzw. KPN, Marian Jurczyk - przewodniczący ZR "Solidarność" w Szczecinie, członek KK, Seweryn Jaworski - członek ZR "Solidarność" Mazowsze, członek KK, Wojciech Karpiński - działacz byłego KSS "KOR", Czesław Kijanka - przewodniczący ZR "Solidarność" w Przemyślu, Antoni Kopaczewski - przewodniczący ZR "Solidarność" w Rzeszowie, Jacek Kuroń - czołowy działacz byłego KSS "KOR", ekspert "Solidarności", Wiesław Knitter - współpracownik byłego KSS "KOR", Wiesław Kęcik - działacz byłego KSS "KOR", Jan Lityński - działacz byłego KSS "KOR", Krzysztof Lemański - działacz byłego KSS "KOR", Karol Modzelewski - członek KK "Solidarności", Adam Michnik - działacz byłego KSS "KOR", Jacek Merkel - członek Prezydium KK "Solidarności", Emil Morgielewicz - działacz tzw. ROPCiO, Antoni Maciarewicz - działacz byłego KSS "KOR", Tadeusz Mazowiecki - redaktor naczelny tygodnika "Solidarność", Michał Mąsior - członek ZR "Solidarności" Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, członek KK, Bogusław Mikus - przewodniczący ZR "Solidarności" Ziemi Chełmskiej, Eugeniusz Matyjas - przewodniczący ZR "Solidarności" w Lesznie, Janusz Onyszkiewicz - rzecznik prasowy ZR "Solidarności" Mazowsze, Grzegorz Palka - członek ZR "Solidarności" Ziemia Łódzka, członek Prezydium KK, Antoni Pietkiewicz - przewodniczący ZR "Solidarności" Wielkopolska Południowa, Andrzej Piesiak - przewodniczący ZR "Solidarności" w Jeleniej Górze, Henryk Piwowarczyk - sekretarz ZR "Solidarności" Wielkopolska Południowa, działacz tzw. KPN, Józef Patyna - członek ZR "Solidarności" Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, członek Prezydium KK, Jarosław Rypniewski - przewodniczący tzw. Ruchu Młodej Polski w Gdańsku, Jan Rulewski - przewodniczący ZR "Solidarności" w Bydgoszczcy, Zbigniew Romaszewski - działacz byłego KSS "KOR", członek KK "Solidarności", Andrzej Rozpłochowski - działacz "Solidarnośc" Regionu Śląsko-Dąbrowskiego, Alojzy Szablewski - działacz "Solidarności", Andrzej Sobieraj - przewodniczący Zarządu Regionalnego "Solidarności" Ziemia Radomska, Wacław Sikora - przewodniczący Zarządu Regionalnego "Solidarności" Małopolska, Stanisław Sikora - działacz tzw. Konfederacji Polski Niepodległej, Józef Śreniowski - działacz b. KSS "KOR", Antoni Tokarczuk - sekretarz Komisji Krajowej "Solidarności", Henryk Wujec - członek Zarządu Regionalnego "Solidarność" Mazowsze, działacz b. KSS "KOR", Jan Waszkiewicz - członek Komisji Krajowej "Solidarności", Stanisław Wądołowski - wiceprzewodniczący Komisji Krajowej "Solidarności", Zygmunt Zawojski - przewodniczący Zarządu Regionalnego "Solidarności" Podkarpacia.
Jest to pierwsza lista internowanych skrajnych działaczy "Solidarności" oraz nielegalnych organizacji.
( Z PR i TV)
Szanowni Czytelnicy!
W latach 80-tych nikt z nas nie wiedział kto jest kim, ale wiedzieliśmy jedno, że MY - 10 mln członków "Solidarności" stanowiliśmy największą partię konserwatywną, prawicową, patriotyczną, katolicką, polską, wśród której warto wymienić Jacka Bartyzela, Andrzeja Rozpłochowskiego, Antoniego Maciarewicza, Zbigniewa Romaszewskiego - i na tym koniec? Może i nie koniec, ale Jezus Chrystus wielu pozostałym odpowiedziałby: "nie znam cię".
To są ci, którzy dołączyli do naszych przeciwników, okupantów sowieckich i prosowieckich komunistów, których wtedy i obecnie nazywamy ONI. Mają swoje media, firmy i swoje domy, a MY... nie jesteśmy dotowani, z nami się nie rozmawia i o nas się nie rozmawia. Jedna debata i więcej jeszcze nie jest obaleniem ustroju, który chcemy obalić: paranoidalny ustrój komunistyczny w kapitalizmie, czyli bez prawa do własności?!
Jak jeszcze długo istnieć będzie dręczące pytanie - niewytłumaczona zagadka - dlaczego ekstremalny działacz "Solidarności" stał się ekstremalnym przeciwnikiem, targowickim antypolakiem, który ma wszystko o czym marzył w latach 80-tych, oprócz - rozumu?
Sudecki Port-all
Do Czytelników
Jak się Czytelnicy zorientowali ze sposobu sygnowania zamieszczanych na łamach "Monitora Dolnośląskiego" informacji, w większości pochodzą one z nasłuchu Polskiego Radia, dzienników telewizyjnych i "Trybuny Ludu", gdyż dotychczas nie funkcjonują dalekopisy PAP i nie otrzymujemy bieżących serwisów tej agencji. Nie mamy też łączności teleksowej i telefonicznej z innymi województwami Dolnego Śląska.
Telewizja
ŚRODA, 16 grudnia 1981 r.
9.00 - Teleferie TDC
16.40 - Program Dnia
16.45 - Losowanie Toto Lotka
17.00 - Teleferie
17.30 - Dziennik
18.00 - Rolnicze rozmowy
18.15 - Sonata c-moll Ignacego Paderewskiego
19.00 - Z cyklu: "Przyroda polska" - Bobry
19.30 - Dziennik
20.15 - "Godziny nadziei" - film prod. polskiej
21.55 - Program publicystyczny.
22.15 - Dziennik
Czy coś uległo zmianie - nie. Ponieważ o ile jest więcej kanałów to ich jakość jest tożsama z jakością programu stanu wojennego. Porównajmy: TVN7 "Sędzia Anna Maria Wesołowska". Przecież te wszystkie niezliczone marksistowskie kanały deprawujące wszystkich i wszystko winny zostać zlikwidowane - bo są winne.
Sudecki Port-all
14 grudnia 1981
Zagraniczne reakcje
Agencja TASS nadała depeszę na temat sytuacji w Polsce. Informuje w niej, że wprowadzenie stanu wojennego podjęte zostało w obliczu grożącej krajowi anarchii, nieodpowiedzialnych wystąpień ekstremalnych sił "Solidarności", które rwą się do władzy. TASS poinformował o internowaniu ekstremistycznych przywódców „Solidarności” i członków nielegalnych organizacji antysocjalistycznych, w tym KSS KOR i KPN oraz o izolowaniu grupy osób, które ponoszą odpowiedzialność za społeczno-polityczny i gospodarczy kryzys w Polsce.
Rzecznik rządu RFN oświadczył, że kanclerz "z całym zdecydowaniem trwa na stanowisku maksymalnej powściągliwości wobec sytuacji w Polsce". Odnośnie zajmowania takiej postawy istnieje według kanclerza jednoznaczna zgodność na Zachodzie.
Agencja AFP w depeszy nadanej z Brukseli pisze, powołując się na rzecznika amerykańskiego sekretarza stanu A. Haiga, że Departament Stanu był w kontakcie z rządem polskim za pośrednictwem ambasadora polskiego w Waszyngtonie. Rząd amerykański uważa, tak jak do tej pory, że naród polski sam powinien znaleźć rozwiązanie swych trudności. Powinien móc to uczynić bez ingerencji z zewnątrz.
Kanclerz Austrii Bruno Kreisky, w wywiadzie telewizyjnym określił wprowadzenie w Polsce stanu wojennego jako ostatnią próbę zapobieżenia najgorszej ewentualności. Szef rządu austriackiego wyraził pogląd, że krok ten podjęto po tym, gdy nie udał się zamiar pojednania przeciwstawnych sił.
Duński minister spraw zagranicznych przestrzegł w wypowiedzi radiowej przed dramatyzowaniem sytuacji w Polsce. Wyraził wiarę, że powróci ona do normalnego stanu, i że dojdzie do wznowienia produkcji. Jak podkreślił, Polska właśnie potrzebuje produkcji.
Minister spraw zagranicznych Francji w odpowiedzi na pytanie, co rząd republiki zamierza uczynić w związku z sytuacją w Polsce, odparł, że władze nie uczynią absolutnie nic.
AFP pisze, że papież dał w niedzielę w południe wyraz zatroskaniu sytuacją w Polsce w wyniku wydarzeń ostatnich godzin. Na zakończenie tradycyjnego przemówienia z okna swojej biblioteki w Watykanie, Jan Paweł II powiedział w języku polskim do pielgrzymów zgromadzonych na placu Św. Piotra, by modlili się za pokój w Polsce. Jak podaje AFP papież powtórzył jeszcze raz to, co powiedział przy innych okazjach: "Dosyć krwi przelano w przeszłości w Polsce. Trzeba teraz pracować na rzecz pokoju. Przypominam to, co powiedziałem już we wrześniu, że nie wolno więcej już przelewać krwi polskiej. Trzeba uczynić wszystko, by budować w pokoju przyszłość naszej ojczyzny, myśląc o nadchodzącej rocznicy Matki Boskiej Częstochowskiej. Polecam Polskę i wszystkich Polaków Matce Przenajświętszej, która była nam dana na naszą obronę".
16 grudnia 1981
Węgierska agencja MTI została upoważniona do opublikowania następującego oświadczenia:
Kierownicze organa Węgierskiej Republiki Ludowej oraz węgierscy ludzie pracy z wielką uwagą śledzili i przyjęli ze zrozumieniem decyzje Rady Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz utworzenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Działania podjęte przez tę radę oraz apel szefa rządu Wojciecha Jaruzelskiego o pokrzyżowanie kontrrewolucyjnych planów, przywrócenie spokoju i porządku prawnego oraz obroną zdobyczy socjalizmu, konstytucyjne decyzje kierowniczych organów Polski są sprawą wewnętrzną państwa polskiego. Działania te służą socjalistycznemu rozwiązaniu skomplikowanej sytuacji, społecznemu i narodowemu rozwojowi kraju. Sprzyjają temu by Polska jako niezawodne państwo członkowskie Układu Warszawskiego również w przyszłości była czynnikiem stabilizacji w Europie. Komitet Centralny Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, rząd WRL, naród węgierski wierzą, że wspólnota i aktywne działanie polskich komunistów, prawdziwych patriotów polskich, sił gotowych działać w interesie socjalistycznego rozwoju zagrodzą drogę kontrrewolucji i zapewnią socjalistyczne rozwiązanie problemu społeczeństwa polskiego. W tych trudnych dniach swej historii naród polski może niezłomnie liczyć na bratnią solidarność i aktywne poparcie węgierskich komunistów i całego narodu węgierskiego.
Jak podaje agencja Tanjug S. Milatović, członek Prezydium SFRJ wyraził przekonanie, że zaprzyjaźniony naród polski i przywódcy polscy sami znajdą najwłaściwszą drogę pokojowego rozwiązania swych spraw wewnętrznych i w ten sposób przyczynią się do dalszego rozwoju socjalizmu w swym kraju i do stabilizacji w świecie.
Brytyjski minister spraw zagranicznych lord Carrington oświadczył wczoraj wieczorem w Izbie Lordów, że Wielka Brytania będzie prowadzić wobec Polski politykę ścisłego niemieszania się w jej sprawy wewnętrzne i oczekuje, że inne kraje postąpią podobnie. Carrington stwierdził, nawiązując do słów generała armii Wojciecha Jaruzelskiego, że bardzo istotne są zapewnienia, iż wszystkie doniosłe reformy będą kontynuowane mimo wprowadzenia stanu wojennego i że posunięcia nadzwyczajne mają charakter przejściowy. Żywimy szczerą nadzieję, powiedział szef dyplomacji brytyjskiej, iż rząd i naród Polski zdołają uporać się ze swymi problemami bez rozlewu krwi drogą kompromisu i dążeniem do osiągnięcia zgodności poglądów.
Sekretarz generalny ONZ Kurt Waldheim oświadczył w Nowym Jorku, że ma nadzieję, iż kryzys Polski zostanie rozwiązany pokojowo.
Według oświadczenia ministra spraw zagranicznych Kanady, rząd kanadyjski zachowuje powściągliwość wobec wydarzeń w Polsce i nie zamierza czynić nic, co mogłoby zaostrzyć sytuację.
Organ Komitetu Centralnego Rumuńskiej Partii Komunistycznej dziennik "Scinteia" zamieścił dziś artykuł poświęcony wydarzeniom w Polsce przedstawiający stanowisko Rumunii wobec tych wydarzeń. W publikacji czytamy m.in. : Jak wiadomo nasza partia i państwo niejednokrotnie przedstawiały swe stanowisko w związku z rozwojem wydarzeń w Polsce jednoznacznie podkreślając, że nie chcą mieszać się w wewnętrzne sprawy tego kraju, udzielać pouczeń partii i narodowi polskiemu oraz, że szczególnie złożone i poważne problemy, jakie wynikły w tym kraju mogą i powinny być rozwiązane przez sam naród polski i przez wewnętrzne siły społeczno-polityczne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W artykule "Scintei" podkreślono, że społeczeństwo rumuńskie z troską obserwowało działalność sił antysocjalistycznych prowadzącą do coraz głębszej dezorganizacji życia gospodarczego ze zgubnymi konsekwencjami dla żywotnych interesów mas pracujących. Jesteśmy przekonani - stwierdziła następnie "Scinteia", że jednocząc się, mobilizując energię, siły i działania w poczuciu najwyższej odpowiedzialności za losy ojczyzny oraz interesu narodu, ludzie pracy mogą pomyślnie kontynuować zapoczątkowane przed 35 laty wielkie dzieło tworzenia godnej, wolnej i kwitnącej Polski.
(Za PR i TV)
17 grudnia 1981
PIERWSZE PRZEBŁYSKI OTRZEŹWIENIA
Deklaracje przywódców "Solidarności"
z Poznania i Słupska
Za pośrednictwem PAP otrzymaliśmy oświadczenie przewodniczącego Zarządu Regionalnego NSZZ "Solidarność" - Wielkopolska, Zdzisława Rozwalaka. Oto treść tego oświadczenia:
Oświadczam, że jestem lojalnym obywatelem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, opowiadam się zdecydowanie za ustrojem socjalistycznym określonym w Konstytucji. Popieram aktualny porządek prawny określony dekretem wojennym, proklamowanym przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, zobowiązuję się do jego przestrzegania. Jako były przewodniczący NSZZ "Solidarność" - Wielkopolska zdecydowanie oświadczam, że odcinam się od wszystkich sił, które działały w tym związku przeciwko władzy. Jestem także przeciwny tworzeniu wszelkich partii i organizacji, które naruszają socjalistyczny charakter kraju. Nie jestem przeciwny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i w pełni godzę się z potrzebą i koniecznością jej kierowniczej roli w socjalistycznej Polsce.
Poznań 14 XII 1981 r.
Podpis - ROZWALAK
A oto przesłana nam przez PAP odezwa przewodniczącego Zarządu NSZZ "Solidarność" Wojciecha Zierkie do członków "Solidarności" regionu słupskiego:
W dniu dzisiejszym miałem możliwość odbycia rozmowy z generałem brygady WP Henrykiem Rzepkowskim, pełnomocnikiem generała armii Wojciecha Jaruzelskiego, Komitetu Obrony Kraju i Wojskowej rady Ocalenia Narodowego na terenie województwa słupskiego. Mundur polskiego żołnierza i orły wszyte w klapy tego munduru pozwalają mieć przeświadczenie, że honor munduru żołnierza polskiego nie zostanie splamiony działaniem przeciw narodowi polskiemu i jego klasie robotniczej. Postawiłem generałowi w imieniu zawieszonego związku i związkowców pytanie: dlaczego nie w marcu, dlaczego tak późno? Odpowiedź przekażę kolegom na spotkaniach w terenie regionu słupskiego w międzyzakładowych komisjach koordynacyjnych w dniach 16 i 17 grudnia br. jakie za zgodą sztabu operacyjnego z udziałem jego przedstawicieli - odbędą się. Otrzymałem również zapewnienie, że działacze związkowi regionu będą stopniowo zwalniani z ośrodka internowanych.
Wobec powyższego zawieszam wszelkie akcje związku na terenie regionu słupskiego na czas nieokreślony i apeluję o niepodejmowanie działań naruszających dekret o stanie wojennym Według zapewnienia generała brygady Henryka Rzepkowskiego w kraju naszym prawo będzie równe dla wszystkich, a sprawiedliwość będzie znaczyć sprawiedliwość. Konstytucja PRL jest jedna dla obywateli tego kraju, tak jak jeden jest statut NSZZ "Solidarność". Jestem przekonany, że musimy jako naród wierzyć Polskiemu Wojsku, że nie popłynie polska krew. Czas skończyć z liniami bolesnych podziałów w domach i zakładach pracy.
NSZZ "Solidarność" po powrocie do stanu spokoju musi również odczepić od pociągu "Solidarność" wagony z ludźmi prowadzącymi kosztem związku działania polityczne i opozycyjne wobec porządku prawnego w kraju oraz wrogów naszej Konstytucji. Musimy sami dążyć do oczyszczenia naszych własnych szeregów z ludzi, którzy w okresie odnowy nie sprawdzili się w związkowym działaniu. Okres 16 miesięcy działalności związku był wystarczającym okresem by wyrobić przekonanie, że od Sierpnia odwrotu już nie ma. Sierpniowy zryw klasy robotniczej nigdy nie może być zniweczony. Historia nie wybaczyłaby nam tego nigdy. Realizacja porozumień podpisanych w Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu i Ustrzykach dla dobra naszej ojczyzny musi być realizowana wspólnie.
(Za PR i TV)
16 grudnia 1981
Oświadczenie Prezydium ZG ZSMP i Rady Naczelnej ZHP
Na wczorajszym posiedzeniu Prezydium Zarządu Głównego ZSMP w Warszawie, podczas których omawiana była sytuacja w kraju, wydano oświadczenie następującej treści:
"Od kilkudziesięciu godzin państwo nasze funkcjonuje w warunkach stanu wojennego. Stan ten w związku z wytworzoną sytuacją społeczno-polityczną stanowi dziś ostatnią szansę zapobieżenia złu największemu - groźbie konfrontacji, widmu wojny domowej. Nie wolno dopuścić, aby nasze pokolenie rozpoczynało dorosłe życie od rozlewu krwi. Proklamowanie stanu wojennego i powołanie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego uznajemy za ostateczny środek podjęty w celu obrony bytu i suwerenności narodowej, w obliczu zagrożenia socjalistycznego państwa i katastrofy gospodarczej kraju. Stan wojenny traktujemy jako przejściowy. Musi on służyć likwidacji negatywnych zjawisk w życiu społeczeństwa, przywrócenia praworządności, stworzeniu warunków demokratycznej przebudowy struktur politycznych i dla wprowadzenia reformy gospodarczej. Przywrócenie porządku i ładu społecznego, rzetelna praca nas wszystkich jest warunkiem wspólnego działania Polaków na rzecz przyszłości ojczyzny. Oczekujemy wyegzekwowania odpowiedzialności w stosunku do osób, których działalność doprowadziła kraj do kryzysu. Stan wojenny nie hamuje procesu socjalistycznej odnowy i tworzenia rzeczywistych podstaw porozumienia narodowego. Dziś obowiązkiem członków ZSMP jest działanie na rzecz osiągnięcia celów społecznych i ekonomicznych dla obrony których wprowadzono stan wojenny. Działać będziemy na rzecz jego skrócenia, jak najszybszego zniesienia ograniczeń swobód obywatelskich i przywrócenia normalnego rytmu życia kraju. Nasz patriotyzm dziś - to walka o ład społeczny, tolerancję, obrona zasad ustrojowych i poszanowanie porządku prawnego. Zrozumienie tych konieczności i uznanie prawnych i politycznych warunków stanu wojennego nie zdejmuje z nas obowiązku walki o stworzenie sprzyjających warunków dla pełnej realizacji uchwał III Zjazdu ZSMP, dla rozwiązania spraw młodego pokolenia w perspektywie normalizacji życia kraju. Takim warunkiem jest także siła i zwartość organizacji. Obowiązkiem każdego działacza jest dziś aktywna obecność wśród członków kół. Powinnością wszystkch ZSMP-owskich kolektywów jest zwarcie szeregów i skupienie się wokół swoich demokratycznie wybranych władz. Od członków kół i instancji ZSMP oczekujemy rozwagi, odpowiedzialnych postaw oraz aktywności w codziennej pracy".
Rada Naczelna Związku Harcerstwa Polskiego na zakończonym w Bydgoszczy V plenarnym posiedzeniu powzięła uchwałę, w której stwierdza:
"Świadomi ciężaru odpowiedzialności, jaką musiał wziąć na swe barki generał-premier, wielkiej próby, jaka czeka naszą ojczyznę, wierni przyrzeczeniu i prawu harcerskiemu, zasadom naszym, w których dobro Rzeczypospolitej Ludowej najwyższym jest prawem - apelujemy do wszystkich instruktorów harcerskich o wykazanie pełni obywatelskiej odpowiedzialności".
W uchwale podkreślono, że: "wtedy, gdy ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, ZHP musi zgodnie z najlepszymi harcerskimi tradycjami uczynić wszystko dla ochrony skarbu narodowego, jakim są dzieci i jakim jest młodzież. Rada powierza to zadanie trosce każdego instruktora na jego posterunku instruktorskiej pracy".
(Za PR i TV)
16 grudnia 1981
Rozmowy rozbrojeniowe
W Genewie odbyło się dziś kolejne spotkanie delegacji radzieckiej i amerykańskiej, prowadzących rozmowy w sprawie ograniczenia zbrojeń rakietowych. Delegacji radzieckiej przewodniczył Jurij Kwiciński, a amerykańskiej Paul Nitze.
8 grudnia 1981
Posiedzenia Komisji Współdziałania PZPR, ZSL, SD
...w Warszawie
WARSZAWA PAP. Wczoraj odbyło się posiedzenie Komisji Współdziałania PZPR, ZSL, SD.
Ze strony PZPR uczestniczyli: Wojciech Jaruzelski, Kazimierz Barcikowski, Włodzimierz Mokrzyszczak, Marian Orzechowski.
Ze strony ZSL: Roman Malinowski, Józef Szymanek, Józef Kozioł, Józef Kijowski, Ryszard Nowak.
Ze strony SD: Edward Kowalczyk, Józef Musioł, Jan Fajęcki, Alfred Beszterda, Marek Wieczorek.
Omówiono sytuację społeczno-polityczną w kraju i wnioski jakie dla PZPR, ZSL i SD wynikają z jej zaostrzenia.
...we Wrocławiu
Wczoraj w siedzibie Wojewódzkiego Komitetu ZSL we Wrocławiu odbyło się posiedzenie Wojewódzkiej Komisji Współdziałania PZPR, ZSL, SD.
W posiedzeniu uczestniczyli: prezes WK ZSL Bernard Rośkiewicz, który przewodniczył obradom, członek Biura Politycznego KC, I sekretarz KW PZPR we Wrocławiu tow. Tadeusz Porębski i prezes WK SD Franciszek Bielicki.
Komisja rozpatrzyła stan i warunki rozwoju drobnej wytwórczości w woj. wrocławskim i m. Wrocławiu, przyjmując za podstawę materiały przygotowane na VI Plenum WK SD we Wrocławiu. Oceniła także działalność Komisji Współdziałania PZPR, ZSL i SD na szczeblu gminnym.
W drugiej części obrad dokonano wymiany informacji na temat przygotowań do powołania Frontu Porozumienia Narodowego we Wrocławiu. Uznano, że skupienie wszystkich sił na gruncie zgody narodowej, stworzenie płaszczyzny dialogu, eliminacja napięć, zatargów i niepokojów społecznych - to droga do przezwyciężenia kryzysu społeczno-politycznego i gospodarczego, to jedyna szansa dla zachowania bytu państwowego.
Zwrócono się do mieszkańców wsi, osiedli i miast o konsultację wysiłków na rzecz urzeczywistniania idei Frontu Porozumienia Narodowego.
16 grudnia 1981
Przesyłanie i rozdział zagranicznych darów bez ograniczeń
Pod przewodnictwem wicepremiera Jerzego Ozdowskiego odbyło się posiedzenie Prezydium Krajowej Komisji Koordynacji Zagranicznych Dostaw Socjalnych. Prezydium potwierdziło zasadę nieingerencji w sposób rozdzielania darów zagranicznych przez wszystkie organizacje będące ich adresatami. Nadal obowiązują decyzje dotyczące pokrywania przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej wszystkich kosztów transportu międzynarodowego i krajowego. Transporty nadchodzące zagranicznymi środkami komunikacji mogą przekraczać granicę Polski i kierować się do miejsca swojego przeznaczenia. Prezydium komisji zapewniło wszystkich ofiarodawców zagranicznych, że nadsyłana przez nich pomoc będzie trafiała do wskazanych przez nich odbiorców.
Minister zdrowia i opieki społecznej zwrócił się do lekarzy wojewódzkich z poleceniem udzielenia pomocy w zakresie magazynowania i transportu darów zagranicznych oddziałom komisji charytatywnej Episkopatu Polski, która obok MZiOS jest największym odbiorcą pomocy zagranicznej. Prezydium komisji ponowiło swój apel do organizacji wchodzących w jej skład o otoczenie szczególną opieką i preferowanie w rozdzielnictwie ludzi w podeszłym wieku, dzieci w rodzinach wielodzietnych, o niskim dochodzie, zagrożonych zdrowotnie i społecznie.
16 grudnia 1981
Akty oskarżenia o spekulację i marnotrawstwo
Jednostki prokuratury kontynuują wszczęte przed wprowadzeniem stanu wojennego śledztwa o naruszenie prawa karnego. Ostatnio m.in. skierowano do sądu akt oskarżenia przeciwko dyrektorowi Rolniczego Domu Towarowego w Słupsku, zarzucający mu, że w ciągu dwóch dni sprzedał poza podległą mu jednostką - uniemożliwiając zakup klientom - 29 kożuchów wartości 788.200 zł.
Kontynuowane są również i kończone aktami oskarżenia postępowania w sprawach o marnotrawstwo żywności. M.in. Prokuratura Rejonowa w Choszcznie oskarżyła kierownika zmianowego Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej o doprowadzenie przez zaniedbanie obowiązków służbowych do wylania 1263 litrów śmietany. O podobny czyn został oskarżony mistrz produkcji OSM w Kędzierzynie-Koźlu. W tym przypadku do kanalizacji zostało wylane 4830 litrów śmietany.
(Za "Trybuną Ludu")
17 grudnia 1981
DO WSZYSTKICH! Ekstrema "Solidarności" zepchnęła Ojczyznę do stanu wojennego
Zwracamy się do was, do wszystkich ludzi dobrej woli. Nie słuchajcie wichrzycieli i prowodyrów, którzy popychają was do katastrofy. Nie dajcie się nikomu sprowokować do ulicznych demonstracji i nieodpowiedzialnych wystąpień. Zachowajcie spokój, ład i porządek.
R O B O T N I C Y!
Nie pozwólcie się wodzić za nos politycznym bankrutom i cynicznym graczom. Pamiętajcie też, że w kraju obowiązuje stan wojenny wprowadzony dla ratowania ginącej ojczyzny. Przestrzegamy i apelujemy do waszego rozsądku. Praca jest dziś podstawowym obowiązkiem każdego Polaka. Na owoce waszej pracy czeka będący w potrzebie kraj.
8 grudnia 1981
Między młotem a kowadłem
Andrzej Lech - I sekretarz KZ PZPR Zakładów Koksowniczych "Wałbrzych":
- Ostatnie poczynania działaczy "Solidarności" a zwłaszcza wypowiedzi Lecha Wałęsy w Radomiu, przerażają mnie. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, co chcą uczynić. Zamiast wspólnego działania w celu łagodzenia napięć społecznych dążą w stronę konfrontacji. Uważam osobiście, że to polityczne awanturnictwo, wszyscy pragniemy spokoju i porządku w naszym kraju, uważam, że ci którzy tego nie chcą zrozumieć, są szaleńcami, albo nie świadomi co to konfrontacja i jakie mogą być tego skutki. Na ostatnich zebraniach załoga zdecydowanie opowiadała się za spokojem i porządkiem. Wyraziła chęć do pracy, a nie do wiecznych strajków, pragnie też większej dyscypliny społecznej i ładu. Ale nikt nawet nie myślał, że ma się to odbyć za pomocą siły.
Gustaw Okoński – sekretarz KZ PZPR w Zakładach Radiowych "Diora" w Dzierżoniowie:
- Jestem zaszokowany takim stawianiem sprawy. Po tym co wycierpieliśmy i co już udało się nam zrobić by ulżyć tym cierpieniom, proponować konfrontację, to trzeba być chyba wariatem? My Polacy nauczeni smutnym doświadczeniem, nie mamy prawa nawet myśleć o przemocy, bowiem w aktualnej sytuacji konfrontacja to przelanie braterskiej krwi, o czym musimy pamiętać. Nigdy nie możemy do tego dopuścić. Zwłaszcza teraz, kiedy na horyzoncie pojawia się kolejna i chyba najlepsza okazja - front porozumienia. Uważam, że świadomość załóg robotniczych jest na tyle scementowana, że zdaje sobie z tego sprawę. Wiemy przecież o co ta gra się toczy, konfrontacji chce mała grupa ludzi, która dąży do władzy za wszelką cenę. Wiemy także, że nie o interesy klasy robotniczej tu chodzi, a o interes jaki na klasie robotniczej można zrobić.
Raczej między młotem a sierpem. Wystarczy. Dość na zawsze. Trzeba było "pocisnąć" - a uratowalibyśmy i "Diorę" i stocznie, i huty i kopalnie. A tak, czy po 1989 roku powstał w Polsce konglomerat, holding, strefa ekonomiczna, zakład pracy - z całkowitym kapitałem należącym do R O B O T N I K Ó W! Zróbmy to TERAZ!
Sudecki Port-all
"Kto się z nami bawi - ten nas zbawi"
Tak można by powiedzieć po tym co usłyszeli członkowie społeczności katolickiej na Mszy Św. w dniu 23.09.2018 w Kościele Podwyższenia Krzyża Świętego Wałbrzych-Podzamcze o godz. 13.00, kiedy na tę porę, na zaproszenie księdza proboszcza przybyli także: Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej "Podzamcze" ze swoim opiekunem duchowym sąsiedniej parafii "Apostołów Piotra i Pawła" wraz z przedstawicielką telewizji "Dami" - medium, które raczej trudno namówić do retransmisji audycji z telewizji "Trwam" dla mieszkańców Podzamcza - panią Magdaleną Rotuską-Korbel wraz z małżonkiem. Okazją do tak zorganizowanej Eucharystii było uroczyste obchodzenie 40 letniej - aportem wniesionej przez komunistów PRL do III RP SM "Podzamcze". Czyż to nie dziwne, że ideologia nienawidząca księży i Kościoła i nie uznająca własności, tak uroczyście traktowana jest przez księdza proboszcza sprawującego Eucharystię - nota bene wyróżnionego przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę Medalem Zasługi - który w 50 Rocznicę Ojca Pio nie wspomniał o Nim, ani tego dnia, ani w ciągu tygodnia? I czy rzeczywiście goszczeni byli członkowie społeczności katolickiej?
Wszyscy mieliśmy okazję usłyszeć ponowne zaproszenie księdza proboszcza na zabawę na terenie Kościoła w dniu 06.10.2018 w godzinach 20.00-4.00, z dwoma posiłkami ciepłymi, dwoma posiłkami zimnymi, kawą, herbatą, a resztę - jak to określił ksiądz proboszcz - każdy sobie przyniesie ze sobą. Nawet zdarzyło się, że ktoś zamówił stolik na 12 osób. Zaszłość dyrektyw sygnatariuszy towarzyszy stanu wojennego nie ominęła wałbrzyskich księży, o których mieszkańcy miasta słusznie twierdzą - to prawdziwi oświeceniowi liberałowie. No bo jak ksiądz proboszcz zorganizował jeszcze wyjazd na spotkanie z "sekciarzem" Marcinem Zielińskim pod zarządem biskupa Grzegorza Ryś, na Stadion Narodowy w dniu 06.10.2018 r. to śmiało możemy potwierdzić zaskakujący wniosek, że kto się bawi ten nas zbawi. Zbawi dosłownie, bo lewicowa społeczność darwinowska - czytaj liberalna i oświeceniowa - proboszcza żywi prawdziwymi banknotami, cóż więc znaczy moje 1 zł, jako Solidarnościowca" z przerwanym życiorysem przez ideologię komunistyczną z ich komornikami. Przecież nie powołali ich katolicy. Więc nie mogę sobie zbytnio z moim proboszczem pogadać. Próbowałem raz, kiedy przybyłem do zakrystii z Różańcem od Świętego Ojca Pio, lecz proboszcz uznał, że świętych nie ma, a to że społeczność tzw. katolicka w większości głosuje na PO-PSL to - przemodlimy to. Nie wiem czy to nastąpi za przyczyną biskupa Grzegorza R. na stadionie, ale wiem na pewno że ten stadion nie powinien nazywać się narodowy ale raczej liberalno-oświeceniowy.
Czy można nazwać społeczność katolicką, która w trakcie Eucharystii trzyma ręce nie złożone na wysokości piersi ale na wysokości narządów płciowych i która w ogóle nie podchodzi do stołu Pana Naszego aby przyjąć uświęcony pokarm. Małżeństwo siedzące przede mną w ławie tego nie uczyniło. Więc przyjrzyjmy się bliżej tej społeczności.
Komunistyczna ideologia już nie działa w imię Marksa, Engelsa i Lenina, ale w imię Marksa, Engelsa i Darwina. Ile zatem mamy tej społeczności w Polsce i na świecie wierzącej w ewolucję, a nie w kontrrewolucję czyli w Boga. Prof. Singer w sondażu - Focus nr 49/01.12.2008 - obejmującego 13 krajów określiła, że tylko 40% amerykanów wierzy w ewolucję, Islandia 85%, Francja 80%, Japonia 77%, Wielka Brytania 73%, Hiszpania 71%, Niemcy 71%, Holandia 66%, Czechy 64%, Szwajcaria 60%, Polska 57%, Austria 55%, Turcja 26%. Warto odnotować, że sondaż pytał "czy wierzysz w ewolucję?", a więc pytał o wiarę, nie o wiedzę. Nauczanie o ewolucji to jak katecheza. Ma kształtować wiarę, a nie wiedzę. Stosunkowo nie zły wynik amerykanów, jest w sprzeczności z rzeczywistością, co mieliśmy okazję zaobserwować w trakcie wystąpienia Prezydenta USA w ONZ. Istnieje pełnometrażowy film "Expelled" składający się z różnych uczonych drążących teorię ewolucji. Ukazuje on płytkość merytoryczną zwolenników ewolucji oraz tragedię uczonych, którzy odważyli się skrytykować teorię ewolucji. W USA dla krytyków ewolucji nie ma miłosierdzia. Tracą katedry, posady, możliwość drukowania w liczących się periodykach, dostęp do środków na badania naukowe, relacje towarzyskie, wszystko. W tym temacie poprawność polityczna jest bezwzględna - jak w Sowietach. Jest jeszcze książka o tych którzy ośmielili się stawić czoła ideologii komunistycznej i wcale nie chodzi jeszcze w niej o NSZZ "Solidarność" - wielka szkoda - ale o kilkunastu uczonych, którzy ośmielili się stawić czoło darwinowskiej legendzie, albo jak kto woli darwinowskiej anegdocie, bo jedynie na takie miano zasługuje ideologia, jaką reprezentuje tylko lewica. Książka dr Jerry Bergmana posiada tytuł: "Slaughter of the Dissidents - The shocking Truth About Killing The Careers Of Darwin Doubters" ( Rzeź dysydentów - Szokująca prawda o likwidacji karier wątpiących w Darwina).
Innej alternatywy nie ma, jak nie zgodzić się z NIMI. Kłamstwem reprezentowanym przez lewicę - idealnie dopasowaną do wytycznych ich towarzyszy czasu stanu wojennego, idealnie dopasowaną do nich: ONI to ten w Moskwie, ta w Berlinie, ci w Brukseli i ONZ, ci przy George Sorosu i ci z PZPR - to PO-PSL, SLD, N, Nowacka, Razem, oraz ZSL: PSL i pozostali czyli SD. Utwierdzając nas w pewności, że MY-naród to na pewno ONI, nie pozostawiający już miejsca NIKOMU - w komunistycznych kolumbariach. Proszę zwrócić uwagę na towarzystwo, na jakie powołują się towarzysze kumosze - na prawdziwych wielbicieli rosyjskich carów, otoczonych prawdziwym "Klerem". Czemuż to pan Smarzowski nie nakręcił filmu o tym towarzystwie? Odpowiedź jest prosta: bo to jego towarzystwo. Pogratulować "patriotów"!
Bowiem zalecana po lewej stronie artykułu przez komunistów organizacja "Spectator", to nic innego jak współczesny już, aktualny i jedyny do przyjęcia przez komunistów na całym świecie projekt "Kreatywna Europa", czyli liberalno-oświeceniowa i marksistowska - http://www.spectator.com.pl/ i https://www.spectator.co.uk/
Źródło: http://prawy.pl/ Polska, Rodzina, Tradycja
|